piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział I : Wypadki chodzą po ludziach.

~~ 1. ~~


USA, stan Michigan, Ironwood

   Rozległy się gromkie brawa oklaskujące uczennice Liceum Sportowego Ironwood wychodzące właśnie na środek sali, którym wręczono w dłonie skrawek papieru zawinięty w rulon i owinięty złotą wstążką. Złote wstążki charakteryzowały wysokie wyróżnienie. Po świeżo zakończonej edukacji absolwenci wybrali się na stok narciarski, by świętować dodatkowo zdobycie klasowego medalu wywalczonego przez uczennice w łyżwiarstwie szybkim.
- Gratulacje, Alice! - dziewczyna usłyszała głos przejeżdżającej koleżanki tuż przy samym uchu.
Blondwłosa właśnie mocowała kask na swojej głowie, gdy ktoś zatrzymał się tuż przed nią. Nie mogła rozpoznać osoby w ciemnym kasku, jej uwagę przykuł jednak charakterystyczny szeroki uśmiech. Rozpoznała w tym geście narciarskiego zdobywcę medalu, którego pierwszy raz spotkała na szkolnej siłowni dla gości, a później oglądała jego szalone występy podczas zawodów, w których zresztą uczestniczyła.
- Gratulacje. - odezwał się w końcu i odjechał tak szybko, jak się pojawił.
Alice patrzyła za odjeżdżającym jeszcze chwilę. Wreszcie ruszyła do przodu. Mknęła na nartach w nienagannym stylu, po chwili zwiększając nieco prędkość i posługując się przy tym kijkami zjazdowymi w zaznaczaniu skrętu. Niefortunnie jednak straciła równowagę, wywijając zygzakowate figury na wpół na śniegu, na wpół w powietrzu. Jej źrenice znacznie się powiększyły, gdy poczuła nieprzyjemne uczucie bólu w prawej nodze. Wystraszona, bliska utraty przytomności upadła, kryjąc bladą twarz w śniegu.





Norwegia, Lillehammer

Śnieżna zawieja wzmogła się jak gdyby na złość, co w znacznym stopniu wpłynęło na dalszy przebieg treningu. Natychmiast go odwołano, a trener nakazał udać się na senny odpoczynek przed kolejnymi zmaganiami na skoczni, które przełożono na popołudnie.
- Prawie w ogóle nie czuję, że jest środek nocy. - rozniósł się ironiczny głos Rune Velty wśród przemęczonej grupy skoczków, udających się właśnie na spoczynek, na co koledzy zareagowali ledwie żywym śmiechem.
Jedynym nieobecnym myślami w tej chwili był Fannemel. Odstający od reszty grupy, szedł powolnym krokiem parę metrów w tyle, ściskając w przemarzniętych dłoniach telefon i skupiając się z uwagą na wyświetlanej wiadomości.
- Czyżbym o czymś nie wiedział? - przed oczami Andersa wyrósł ciekawski Rune, nachylając się nad przyjacielem i zerkając w ekran.
Blondyn podniósł na niego swój wzrok i wybuchnął krótkim śmiechem, kiwając przecząco głową. Rune bez żadnych skrupułów wyrwał mu z rąk telefon i odczytał pospiesznie wiadomość, która tak zajęła uwagę skoczka.
- Uuuuu, dziewczyna. - zacmokał Velta, usiłując przez resztę drogi dowiedzieć się czegoś więcej na temat nagłego pojawienia się tajemniczej dziewczyny w życiu Fannemela. 
Udało mu się wreszcie ubłagać kolegę o udzielenie informacji, gdy zatrzymali się już przed wejściem do mieszkania.
- Kuzynka? - Rune zrobił oczy jak pięć złotych. - Nigdy nie wspominałeś, że masz jakiekolwiek ślicznotki w rodzinie. - założył ręce, po czym szturchnął Andersa w geście podejrzenia.
Anders natomiast stał opanowany w miejscu, nie biorąc do siebie zbytnio entuzjazmu, jaki drzemał w jego towarzyszu. Dobrze wiedział, że dziewczynie nie będzie z początku łatwo, gdy przyleci tu, do Lillehammer. On jedyny wiedział najlepiej, jaki problem dotknął dziewczynę, zanim wyjechała. Dlatego musiała zmienić środowisko, opuścić Norwegię i zerwać z nim bliski kontakt. Chłopak popatrzył przed siebie, zadzierając głowę do góry. Kiedy się ocknął, pozostał już zupełnie sam. Rune najwyraźniej ulotnił się w celu wyspania. Zmęczenie również zaczynało dotykać blondwłosego skoczka. Zamknął za sobą drzwi i udał się do swojej sypialni, gdzie mógł spokojnie ułożyć się w wygodnym łóżku i obmyślić plan działania na nadchodzący dzień…

(…)

Coraz częściej przekręcał się niespokojnie z jednego boku na drugi. Aż wreszcie obudził się na dobre. Usiadł na poduszce, schował twarz w dłoniach i energicznie przetarł oczy. Zza sąsiedniej ściany dało się słyszeć odgłosy porannej gimnastyki, którą torturował się Rune już od samego rana.
- Człowieku, daj trochę pożyć! - wrzasnął Fannemel, przeciągając się leniwie.
Odgłosy natychmiast ucichły, a skoczek uśmiechnął się cwanie na błyskawiczną reakcję kolegi. Zerwał się nagle z łóżka, uprzytomniając sobie o przeznaczeniu dzisiejszego dnia. Udał się bez zbędnego pukania do pokoju lokatora, nie zwracając najmniejszej uwagi na bałagan panujący w środku.
- Stary, potrzebuję Twojej pomocy… a Ty co? Wybierasz się gdzieś? - zdziwił go widok Rune zapinającego kurtkę pod samą szyję.
- Danny dziś wraca. Mam po niego jechać. - oznajmił Norweg, naciągając czapkę po same brwi.
- To nas tu będzie czteroosobowa gromada! - blondyn złapał się za głowę, śmiejąc się z zaistniałej sytuacji.
Chwilę później oboje już zajmowali się własnymi sprawami, Rune udał się samochodem na lotnisko, natomiast Anders skierował się do kuchni. Postanowił przygotować do jedzenia coś na ciepło dla niebawem przybyłych, którzy z pewnością po długiej podróży okażą się głodomorami. Chłopak gorączkowo zaczął szperać po szafkach w poszukiwaniu makaronu. Z czynności wyrwał go nagły dzwonek do drzwi, który prawie doprowadził go do zawału.
- Kogo tu teraz niesie? - westchnął, spiesząc do wyjścia.
Zatrzymał się jak zamrożony, gdy zobaczył znajomą sylwetkę rysującą się za oszklonymi drzwiami.
- Chłopie! Wpuścisz mnie? - dał się słyszeć głos tłumiony przez śnieżną zadymę panującą na zewnątrz. - Tutaj naprawdę jest sto razy zimniej niż w Twoim nieogrzewanym mieszkanku!
Skoczek ocknął się, usłyszawszy gorączkowe pukanie. Otworzył pospiesznie drzwi i przed nim ukazał się gość średniego wzrostu, o zadbanej postawie.
- Alicia! - z ust Fannemela wydarł się okrzyk zdumienia, ale też wielkiej radości. - Z kim przyjechałaś?
Dziewczyna stała przed nim z brwiami uniesionymi zadziornie ku górze, wspierając się łokciami na ortopedycznych kulach.
- Ho, ho! Jaki entuzjazm. Wujaszek mnie przywiózł. - odpowiedziała zabawnym tonem, przechylając głowę w bok. - Co jest? Co tak patrzysz?
Chłopak opuścił wzrok, wpatrując się w dół z zaskoczeniem.
- Aaa, to. - dziewczyna uniosła lekko nad ziemię swoją zagipsowaną nogę. - Wypadki chodzą po ludziach, nie? Cóż… najwyraźniej jazda na nartach nie jest dla mnie idealną formą odreagowania. - powiedziała jakby od niechcenia.
Anders założył ręce na piersi, patrząc na blondynkę ironicznym wzrokiem, na co ona odpowiedziała szturchnięciem go w ramię.
- Wejdziemy do środka? Czy spędzimy pół dnia na wpatrywanie się w siebie, Fanni?
- Zapraszam, wariatko. - poklepał Alice po plecach, kiedy przekraczała próg mieszkania, a sam zajął się władowaniem bagaży do środka. - Co Ty masz w tych torbach?! - zagadnął, upuszczając jedną z walizek.
- Same potrzebne rzeczy, kuzynku. - odpowiedziała mu, sadowiąc się na krześle w kuchni. - Zostaw je tam  i przyjdź tu!
Skoczek wychylił się zza futryny, doprowadzając tym dziewczynę do szerokiego uśmiechu, jakim mogła się pochwalić. Alice rozsunęła kurtkę, ukazując skrywany złoty medal wiszący przez cały czas na jej szyi.
- Zobacz, co maaam. - zaśpiewała.
- Dałaś im popalić! - wrzasnął na pół mieszkania dumny kuzyn. 
Podbiegł do medalistki i uniósł ją na rękach, obkręcając się w kółko wraz z nią. Kule wypadły z rąk dziewczyny, z hukiem lądując na płytkach.
- Przypominam Ci kochany, że nie do końca jestem sprawna. - udała spanikowaną, obejmując go obiema dłońmi za szyję.
Anders przeniósł blondynkę do przeznaczonego dla niej pokoju i ułożył ją na miękkim łóżku.
- Teraz będziesz na każde moje zawołanie? - zmarszczyła nos blondwłosa.
- Do pewnego czasu, młoda damo. - mrugnął okiem w jej stronę i usiadł na brzegu łóżka. - A tak szczerze, długo masz w tym chodzić?
- Został jeszcze tydzień. I tak znudzi Ci się opieka nade mną za jakieś… hmm, dwa dni? - potargała Andersa po włosach.
- Prześpij się trochę. Zajrzę do Ciebie po treningu. Dobrze, że wróciłaś. - zasunął okienne rolety i zamknął za sobą drzwi, zostawiając dziewczynę samą z jej myślami.
Czy dziewczynie na dobre wyszedł powrót do kraju? Bez dwóch zdań. Nareszcie będzie mogła odnowić kontakt z kuzynem, najlepszym przyjacielem. Będzie miała szansę się wyciszyć, powrócić do spokojnego klimatu. Życie w USA było wiecznym wyścigiem z czasem. Brakowało jej swobodnego oddechu. Miała nadzieję, że przyjazd tutaj pozwoli jej na prawdziwy relaks. Marzyła w tej chwili jedynie o błogim śnie.
Tymczasem dźwięk naciskanej klamki całkowicie na to nie pozwolił. Wywróciła oczami, potrzebowała chwili ciszy. Przecież Anders miał przyjść dopiero po treningu. Drzwi uchylono i do pokoju ktoś wszedł. Ciemność panująca w pokoju nie pozwoliła dziewczynie rozpoznać osoby. Po sposobie poruszania odgadła, że był to na pewno chłopak. Za czym kontynuowała analizowanie postaci, ta niespodziewanie ułożyła się na drugiej stronie łóżka. Dziewczynę zamurowało. Zeszła ostrożnie z łóżka, chwyciła swoje kule do chodzenia i wyszła na korytarz. W mieszkaniu nie było już Andersa. Zamiast niego zobaczyła natomiast dodatkowe torby podróżne ułożone w przedpokoju obok jej bagażu.
- No pięknie. Mamy gościa, a mnie nikt nie uprzedził. - mruknęła do siebie i pokuśtykała do kuchni z wielką chęcią zaparzenia herbaty.
Pod nieobecność Andersa prawie cały ten czas spędziła na przesiadywaniu w salonie i przeskakiwaniu z jednej stacji telewizyjnej na drugą.

(…)

Otworzyła oczy i rozejrzała się badawczym wzrokiem dookoła. Leżała na sofie przykryta niebieskim kocem z naszywką „Kongsberg IF”.
- Cokolwiek to znaczy… - przeciągnęła się.
Zerknęła w stronę okna, za którym rozciągał się ciemny widok. W progu salonu pojawił się zatroskany kuzyn.
- Miło Cię znów widzieć żywą, ślicznotko. Przespałaś całe popołudnie. - zaśmiał się, widząc jej zaspaną twarz i włosy w nieładzie.
- Nie stój tak, tylko pomóż mi wstać. Gdzie moje kule? - zaczęła oglądać się w poszukiwaniu swoich pomocy ortopedycznych.
Blondyn pokręcił głową i usiadł obok Alice.
- Widzę, że zaznajomiłaś się już z pozostałymi domownikami. - posłał jej podejrzliwe spojrzenie. - Przyznaj się, co robiliście, jak mnie nie było? - dźgnął dziewczynę w bok.
- Nie wiem, o czym mówisz… - zdezorientowały ją te słowa. - Są tu jeszcze jacyś domownicy? To znaczy… zdaję sobie sprawę, że czekają mnie ciężkie czasy w towarzystwie całej waszej norweskiej zgrai… ale nie powiesz mi chyba, że wszyscy tu mieszkają?! - spojrzała na niego z udawanym szokiem.
- Kabareciara z Ciebie. Razem z Tobą będzie nas czworo. - objął kuzynkę ramieniem, przyciskając jej głowę do swojego policzka.
- No proszę, proszę, proszę. Ładnie, ładnie, ładnie. - z korytarza wyłonił się Velta. - A więc to jest ta Twoja niby kuzynka, tak?
- Kuzynka? Jestem jego dziewczyną. I miło mi Cię poznać, Rune.
Skoczek najwyraźniej uwierzył w słowa nowo poznanej, bo zarówno ona jak i blondyn zaczęli dusić się pod kocem ze śmiechu, zobaczywszy minę kolegi.
- Ta. Widać, że rodzina z Was. - Rune udał obrażonego, ale chwilę potem już znajdował się pomiędzy łyżwiarką a skoczkiem.
- A więc to jest ten Twój niby lokator? - zwróciła się do Andersa, wskazując wzrokiem na przybyłego.
- Nie. Jestem jego dziewczyną. - wyrecytował zaczepnie Velta.
- Gadane to Ty masz.
Cały salon zatrząsł się od przypływu śmiechu.
- Ale uuuu, widzę, że z domownikami to już zaczynasz się spoufalać. Oczywiście mnie zostawiłaś na końcu, a jakże. - zagwizdał Rune, chwytając dwoma palcami róg koca.
Dziewczyna nie rozumiała z tego ostatniego kompletnie nic. A przynajmniej przez pierwszych kilka sekund trwała w niewiedzy. Do czasu, aż w progu pokoju ktoś się nie pojawił. Miał na sobie wiele zdradzający niebieski T-shirt z tym samym logo. Wsparty był o framugę drzwi jak gdyby nigdy nic. Patrzył w jej stronę. Zobaczyła w wyrazie jego oczu zainteresowanie. Ucichła, a uśmiech niespodziewanie zszedł z jej twarzy.
- Andreeee! - podskoczyła na miejscu, kiedy nad jej głową zabrzmiał donośny głos kuzyna.
- Ho, ho! Jaki entuzjazm. - dał się słyszeć mocny głos Daniela.
Dziewczyna momentalnie uniosła głowę. Sposób, w jaki On to powiedział…
- Siadaj Danny z nami! Mamy dużo do obgadania. - koledzy zachęcali niebieskookiego do włączenia się w rozmowę.
Alice ku swojemu wielkiemu zdumieniu zaczęła modlić się w duchu o to, by się tak jednak nie stało.
- Jutro pogadamy. Jestem umówiony z trenerem. Będę późnym wieczorem. - szykował się powoli do wyjścia.
Dziewczyna, nie wiedząc zupełnie, co ją podkusiło, poruszyła się na sofie i wyjrzała za chłopakiem, który dopiero co zniknął z jej pola widzenia. Jak na złość, akurat wtedy musiał wychylić się jeszcze raz, rzucając zwykłym „Na razie”. Zatrzymał się jednak na moment, kiedy jego spojrzenie ze spojrzeniem dziewczyny skrzyżowały się. Blondynce zdawało się przez ułamek sekundy, że na twarzy skoczka pojawił się nikły, lecz dostrzegalny uśmiech. Oprzytomniła dopiero, gdy zamykał za sobą drzwi. Ułożyła się z powrotem na miejscu, wygodnie opierając się o podparcie sofy.
- Kto ma ochotę na kakao! - krzyknął Fannemel, uderzając dłonią o swoje kolano.
Alice dalej była zajęta karceniem siebie w myślach za sytuację, która przed chwilą miała miejsce.
- Mała, żyjesz?
- Nie nazywaj mnie tak! - wymierzyła poduszką prosto w twarz przyjaciela.
- Uznam to za odpowiedź twierdzącą. - zaśmiał się i razem z kolegą wyszli przygotować kolację.
Podczas wieczornego posiłku nie obeszło się oczywiście bez żartów, chichotów i wygłupów. Dołączyło również kilku innych sportowców z kadry, w towarzystwie których Alice czuła się radośnie i swojo. Tęskniła za poczuciem humoru Norwegów, za życiem tutaj, za prawdziwą sobą.
Po szalenie spędzonej kolacji blondwłosa przeniosła się do pokoju z nadzieją na możliwość wypoczynku. Nie było jej to jednak tak łatwo dane. Tom wyraźnie czuł niedosyt rozmowy, bo ani myślał opuszczać dziewczynę. Wkrótce jednak sen ich zmorzył i oboje zasnęli, kończąc dzień, który dla Norweżki niepozornie miał rozpocząć coś zupełnie nowego.











Kilka Słów Od Autorki:
Zapraszam na pierwszy rozdział! Proszę o parę słów w komentarzu! :) .