środa, 21 grudnia 2016

Rozdział IV : To był dzień pełen wrażeń.

 ~~ 4. ~~


Norwegia, Lillehammer

Uchyliła powieki. Zamrugała kilka razy, by się do końca rozbudzić. Stał przy oknie, masując skronie okrężnymi ruchami.
- Źle spałeś? - podniosła się, siadając na ubitej poduszce.
Obrócił się w jej kierunku, natychmiast promieniejąc. Dla niego nic nie równało się tutaj z widokiem ukochanej kuzynki. Chciał, żeby zawsze mogła czuć się przy nim tak bezpiecznie i swojo.
- Która godzina? - przeciągnęła się smacznie.
- Jest prawie dwunasta, moja droga. Z tego co mi wiadomo, dziś długie zakupy przed Tobą! - klasnął dłońmi.
- Jak to „przede mną”? Myślałam, że pojedziesz z nami. - spojrzała na Andersa niepewnie.
- Nie mogę się nigdzie wyrwać. Muszę pomóc chłopakom w dopracowaniu organizacji. - usiadł na brzegu łóżka. - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Alice kiwnęła głową, wygrzebując się z objęć kołdry.
- To dobrze. Daniel już na Ciebie czeka. Siedzi na dole. - mrugnął okiem.
Dziewczynie zaburczało w brzuchu. Sama nie mogła do końca rozróżnić, czy to faktycznie była oznaka głodu, czy może stres przed spotkaniem z osobą, której wolałaby teraz unikać.
- Wszystko w porządku? Masz jakąś niewyraźną minę. - zagadnął Fannemel.
- Po prostu… źle spałam.
Wbiła wzrok w podłogę, zamierając w bezruchu na długą chwilę.
- A ja myślę, że Daniel namieszał Ci w głowie i wstydzisz mi się o tym powiedzieć. Spokojnie, przecież wiesz, że ja nie gryzę. - zaśmiał się cicho, ale nadal był całkiem poważny.
Dziewczyna uniosła głowę. Patrzyła na Andersa w osłupieniu. W myśli błagała, żeby jej kuzyn nie okazał się przypadkiem jakimś jasnowidzem ludzkich myśli. Bo wtedy już całkowicie spłonęłaby ze wstydu.
- Nie wiem, o czym mówisz, Andi. - nie umiała przed nim kłamać, słabo jej to wyszło.
- A mi się wydaje, że bardzo dobrze wiesz. Alice, popatrz na mnie. Normalnie ludzie nie szepczą przez sen imienia „Daniel”.
Alice poczuła jak jej policzki nabierają coraz ciemniejszej barwy czerwieni. Chciała jak najszybciej opuścić pokój kuzyna. Nie chciała jednak wzbudzać ciągu niepotrzebnych podejrzeń. Dlatego postanowiła iść w zaparte.
- To był tylko zły sen. - wzruszyła ramionami, zaciskając usta w sztucznym uśmiechu.
Chwilę potem szła schodami na dół, karcąc siebie w duchu. Do końca nie pamiętała, co takiego przyśniło je się tej nocy. Wiedziała, że teraz musi uważać. Nie zamierzała narażać siebie na podejrzliwe spojrzenia, które czułaby na sobie każdego ranka przy wspólnym śniadaniu. Poza tym z całą pewnością nie pomogłoby jej to unikać uroczego blondyna. Przeciwnie. Znając Rune, pierwszy zechciałby wysyłać ją i Daniela na randki.
Dziewczyna poszła na palcach do swojego pokoju. Wolała niepostrzeżenie przejść do sypialni, mając wciąż na uwadze, że Daniel nie spał. Co gorsza, czekał na nią! Nie miała najmniejszej ochoty z nim teraz rozmawiać. Zamknęła za sobą drzwi najciszej jak potrafiła i zaczęła rozglądać się po swojej garderobie. Upatrzyła ulubione spodnie w groszki i białą koszulę z wysokim kołnierzem, które natychmiast na siebie założyła. Dopracowała jeszcze ogólny wygląd twarzy i opuściła pomieszczenie.
- Buu! - zza drzwi naskoczył na nią nie kto inny jak Rune Velta.
Alice podskoczyła, kładąc dłoń na klatce piersiowej.
- Chcesz ludzi narażać na zawał? Polecam pobliski park rozrywki, Rune. - mruknęła niegrzecznie w jego stronę.
- Uszy do góry, młoda! - zabawił się kosmykami jej włosów.
Oboje parsknęli wesołym śmiechem i w tym momencie otworzyły się drzwi do pokoju Daniela. Dziewczyna chwyciła swojego rozmówcę za rękę i pociągnęła za sobą do kuchni.
- Osłaniaj mnie. - szepnęła spanikowana.
- Przed czym? Cześć, Dan! - przywitał się z przyjacielem.
Dziewczyna odwróciła się w stronę blatu kuchennego, stojąc teraz plecami do nich. Co prawda zachowywała się jak małe dziecko, ale póki co był to jedyny sposób, by uniknąć nieprzyjemnego dialogu z blondwłosym Norwegiem. Nagle usłyszała coś, czego się w tamtej chwili nie spodziewała.
- Zostawisz nas na chwilę? - głos blondyna przyprawił ją o mały dreszcz.
Z początku miała nadzieję, że słowa były skierowane do niej. Że za chwilę będzie musiała opuścić kuchnię, aby chłopaki mogli spokojnie porozmawiać na swoje chłopskie tematy.
- Chciałbym chwilę porozmawiać z Alice.
A jednak myliła się. Zacisnęła oczy i odetchnęła.
- Młodziutki, tak łatwo się mnie dziś nie pozbędziesz. - pokiwał palcem Rune. - Pakuj się do samochodu, Alice!
Dziewczyna odwróciła się do nich przodem. Razem z blondynem popatrzyli po sobie z zaskoczeniem.
- No co tak stoicie? Szofer wiecznie czekać nie będzie. - błaznowaty skoczek udał się po kluczyki i wyszedł na zewnątrz triumfującym krokiem.
- On mnie wciąż zaskakuje… - Alice patrzyła za oddalającym się Rune, nie dowierzając własnym oczom i uszom.
W głębi duszy była mu jednak ogromnie wdzięczna za uratowanie jej z tej beznadziejnej sytuacji. O czym Daniel chciał z nią rozmawiać? Chyba nie o dzisiejszym balu ani o garniturach, które rzekomo miał dziś zakupić? Włożyła na siebie zimowy płaszcz i wyszła z mieszkania tuż za Veltą. Od razu przywitał ją prószący śnieg, który zmroził w sekundzie jej rumiane policzki. Podążyła w kierunku samochodu. Nie zdążyła jednak otworzyć drzwi, bo ktoś sprytnie zrobił to za nią.
- Pięknie wyglądasz. - powiedział Daniel, przytrzymując jej drzwi do auta.
- Dzięki. - rzuciła krótkim słowem i wsiadła do środka.
Blondyn spojrzał jeszcze raz na nią przez przyciemnioną szybę. Wydała mu się jakaś smutna. Sam usiadł na przednim siedzeniu obok kierowcy i ruszyli w stronę centralnej części Lillehammer.
Alice uwielbiała te przejażdżki po ulubionej okolicy. Zawsze chętnie brała udział w wycieczkach po Norwegii, które kadra od czasu do czasu organizowała. Po drodze mijali kolorowe budynki szeregowe oraz wolnostojące wille, zapełnione przystanki przez ludzi obładowanych torbami pełnymi podarunków świątecznych, bary z parasolami, różne stoiska z jedzeniem i przyborami codziennego użytku. Nagle świat jakby zwolnił. Alice uświadomiła sobie, że stoją w korku od dobrych kilku minut. Pochyliła się do przodu i zerknęła przez przednią szybę. Zobaczyła tłum ludzi otaczających ze wszystkich stron czerwony pojazd. Z daleka rozpoznała firmowe auto. Nie musiała szczególnie przyglądać się, żeby wywnioskować podstawowe fakty. Bus z oznakowaniem "Red Bull" przywiózł do Norwegii austriacką kadrę skoczków narciarskich. Było wiadome, że spora liczba osób będzie chciała stanąć twarzą w twarz z wielokrotnym mistrzem Pucharu Świata, stąd ten cały uliczny tłok. Alice pociągnęła Rune za rękaw kurtki.
- Oni wszyscy naprawdę przyjdą na ten bal? - poczuła przypływ podekscytowania.
Chłopaki przytaknęli twierdząco. Dla niepoznaki postanowili zjechać boczną trasą. Zanim ruszyli, dziewczyna zdążyła jeszcze zobaczyć wychylającą się powoli z auta sylwetkę słynnego Schlierenzauera.
- Muszę go jakoś porwać do tańca! - krzyknęła na pół żartem, kiedy Rune ostro zakręcił z piskiem opon.
- Miałeś nie przyciągać uwagi. - ostrzegł go poirytowany Daniel.
- Racja. Nie chciałbym skończyć jak oni.
Alice nie podobało się, że skoczkowie jej ukochanej kadry przedrzeźniają rywali. Cóż, ona sama miała wrogów wśród łyżwiarek w USA. Już prawie zapomniała co to znaczy rywalizować.
Rune zaparkował samochód przy centrum handlowym Strandtorget Kjøpesenter. Była to najlepsza galeria sklepów w okolicy. Weszli do środka z nadzieją, że wyjście z galerii przyjdzie im równie łatwo jak samo wejście.
- Wszystko w moment obskoczymy! - zapewnił ich entuzjastycznie Velta.
- Już to widzę. - szepnął za nim Daniel.
Odwiedzili kilka markowych sklepów. A po kilku nieudanych próbach zakupu, postanowili się rozdzielić.
- Ja pójdę poszukać czegoś dla siebie, a wy zerknijcie tutaj. - pokazała na sklep z męskimi strojami wizytowymi. - Widzimy się za kilkanaście minut, będę w butiku naprzeciwko.
Udała się w kierunku stoisk z damskimi strojami. Gorączkowo rozglądała się za białą sukienką, która idealnie pasowałaby na dzisiejszą potańcówkę. Po otrzymaniu rady od sprzedawcy zdecydowała się na jedną kreację. Truchtem wbiegła do przymierzalni, a już po chwili wyłoniła się zza zasłonki ubrana w zwiewną suknię. W odbiciu lustra, przy którym stała, zobaczyła coś, co ugasiło jej zapał. Obserwował ją z korytarza galerii handlowej. Patrzył z podziwem na to, jak prezentowała się w balowym stroju. Odruchowo odwróciła wzrok w przeciwną stronę. Stuknięty blondyn! Odłożyła śnieżno-białą kreację na ladę i, zapłaciwszy, opuściła sklep. Chłopaki czekali już na nią pod budką z hot dogami.
- Wybacz, nie mogłem się oprzeć. - zaczął tłumaczyć się Velta z buzią pełną jedzenia.
Alice skarciłam go wzrokiem. W rzeczywistości po raz kolejny poprawił jej humor. Zbzikowałaby sam na sam z Danielem. Odsunęła jednak na bok te przeklęte myśli i zaproponowała chłopakom krótki wypad na koktajle, a następnie powrót do domu. 








W mieszkalnej willi przywitała ich woń szarlotek, ciasteczek i przeróżnych pieczeni dochodząca z kuchni. Alice porzuciła torby z zakupami w poczekalni na korytarzu i podbiegła do Andersa, który rezydował w kuchni razem z Tomem Hilde.
- Jak tam, moja śliczna? Zakupy udane? - przywitał ją serdecznie kuzyn. - Całość dopracowana, dania prawie gotowe, brakuje już tylko gości. - dokończył dumnym głosem.
Wieczór powoli się zbliżał, dlatego dziewczyna postanowiła nie tracić cennego czasu i udała się do swojego pokoju, by przymierzyć dodatki do swojego ubioru na dzisiejszy wieczór. Usłyszawszy hałas dochodzący z przedpokoju, przekręciła kluczyk w drzwiach swojej sypialni. Właśnie przyjechali pierwsi goście, czyli wszelcy producenci i organizatorzy skoków narciarskich. Czasu było z minuty na minutę mniej. Za oknem ściemniało się coraz szybciej, coraz więcej gości przybywało, coraz więcej nowych głosów dochodziło od strony ogrodu. Alice zgrabnym ruchem wskoczyła w okazjonalną suknię oraz naniosła małe poprawki do makijażu. Podobała się sama sobie, więc chyba nie mogła wyglądać źle. Chwilę odczekała, po czym odetchnęła głęboko i opuściła swój pokój. Dom całkowicie był pusty. Nawet smakowite pyszności w magiczny sposób gdzieś poznikały. Nagle do środka wbiegł zatroskany Anders.
- Wszyscy na Ciebie czekamy, wszystko w po... - cofnął się o dwa kroki w tył, by całym wzrokiem objąć kuzynkę. - Wyglądasz pięknie. - dokończył, gdy zdołał się otrząsnąć.
- Podobam Ci się? - okręciła się w kółko, wprawiając w ruch falbany swojej sukni.
- Pierwszy raz żałuję, że jesteśmy spokrewnieni.
Roześmiali się oboje i udali się prosto do części ogrodowej, gdzie towarzystwo z różnych stron świata bawiło się już przy dobrej muzyce i wykwintnych daniach. Alice odczuła nasilającą się tremę. Nie miała pojęcia, do kogo podejść najpierw, czy wypada pytać o autograf, jak rozpocząć rozmowę, żeby się nie wygłupić. Alexander Stoeckl, trener norweskiej kadry, zaprosił wszystkich obecnych do stołu. Wygłosił kilka ciepłych słów od siebie i wzniósł toast za nadchodzące wydarzenia, które wkrótce miały odbyć się na skoczniach w różnych stronach świata. Alice uniosła swój pucharek w górę i uśmiechając się do sportowców, przyłączyła się tym gestem do życzeń. Wspólnie kosztowali po kolei cudownych przysmaków Toma Hilde, który raz po raz otrzymywał pochwałę za pochwałą. Alice natomiast co chwilę zmieniała swjego rozmówcę. Wszyscy byli ciekawi spotkania z kuzynką Fannemela, który tak często wspominał o niej w wywiadach. Do blondynki dosiadali się młodzi skoczkowie z różnych kadr. Przeprowadziła dosyć długi dialog między innymi z Manuelem Fettnerem, który próbował na milion sposobów i, niestety, na próżno wyłudzić od dziewczyny numer telefonu. Wysłuchiwała zwierzeń Andreasa Wellingera, któremu pod wpływem odpowiedniej dawki alkoholu znacznie rozwiązał się język i zaczął opowiadać o swoich miłosnych rozterkach. Jednak najlepszą rozmowę przeprowadziła z Michaelem Hayboeckiem.
- Wybacz za kolegę, on tak często. - zaczął usprawiedliwiać Austriak swojego kolegę, gestykulując zapalczywie przy tym.
- Chcesz powiedzieć, że jego karta pamięci jest od groma zapełniona numerami telefonów do dziewczyn, które sam ledwo pamięta, tak? - zaśmiała się blondynka.
- Manuel już tak ma. Ja to co innego. - uniósł brwi w zadziorny sposób.
- No wiesz co?
Postanowiła zmienić miejsce i przysiąść tuż obok Fannemela, który zawzięcie konwersował z drużynowym trenerem. Alice postanowiła tymczasem skosztować czegoś na słodko. Przez długą chwilę z naprzeciwka czuła na sobie czyjś wzrok. Obawiała się patrzeć w tamtą stronę. Była pewna, że to Daniel, który powoli zaczynał działać jej na nerwy. Postanowiła, że nie będzie czekała z ich planowaną rozmową do końca bankietu i właśnie w tej chwili zaprosi go na bok, by zamienić kilka słów. Uniosła głowę i już zamierzała pytać, gdyby nie to, że rzekomym adoratorem wcale nie okazał się być Daniel. Przed sobą ujrzała rozweseloną twarz Gregora. Zdawało się, że właśnie wpadła mu w oko. W żadnym wypadku nie krył się ze swoimi emocjami. Wielkie podekscytowanie malowało się w tamtej chwili w jej oczach. Narciarski triumfator widział to i odwzajemniał spojrzenie. Zdawało jej się, że za chwilę poprosi ją do tańca.
- Można panią prosić? - usłyszała głos.
Nie były to jednak słowa tajemniczego Austriaka. Usłyszała je tuż za sobą. Odwróciła głowę, by zaspokoić ciekawość, ponieważ pośród głośnej atmosfery nie zdołała rozpoznać głosu. Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, Daniel porwał ją na parkiet.
- Co to ma znaczyć? - nie zamierzała dawać mu satysfakcji.
- Przez cały wieczór mnie unikasz.
- Wydaje Ci się. - wyrzuciła z siebie krótkie słowa.
- Tak miło było tamtej nocy. Poczułem coś wtedy, Alice.
Dziewczynę ogarniał coraz mniej przyjemny nastrój. Chciała czym prędzej ubiec blondyna przed słowami, których obawiała się dziś usłyszeć.
- Tamtej nocy nie było, Daniel. Zapomnijmy o tym szybko. - ciężko przeszły jej przez gardło te słowa.
- Chciałbym, żebyś o czymś wiedziała.
- Nie jestem zainteresowana, Daniel. - wyrwała się delikatnie z jego objęć.
- Wiem, kim jesteś zainteresowana. Jak widać z wzajemnością. - jego ton przybrał formę pretensji.
Nie do końca rozumiała znaczenia tych słów. Wszystko działo się z prędkością sekund. Zaszumiało jej w głowie jak po wypiciu kilku lampek dobrego wina. Cały ten mętlik w jej głowie minął z momentem pojawienia się u jej boku Austriaka. Dopiero wtedy zrozumiała ostatnie słowa wypowiedziane przez blondyna.
- Odbijamy, kolego. - zawołał radośnie Gregor, na co Norweg zareagował z rezygnacją i odszedł.
Alice stała jak wryta w podłogę. Do prawdy, nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. W głębi duszy trochę się zawiodła. Myślała, że zawalczy o nią w tamtej chwili. A on tak po prostu odszedł.
- Wszystko w porządku?
Przed sobą ujrzała austriackiego skoczka, na widok którego zrobiło jej się gorąco. Miał rozpiętą koszulę na wysokości kołnierza. Z bliska wyglądał zupełnie inaczej niż podczas transmisji prowadzonych na ekranie. Zamiast poważnego sportowca, ujrzała wyluzowanego chłopaka. Ujęła go szerokim uśmiechem i podała mu dłoń.
- Wszystko w porządku. - przytaknęła z niepewnością.
- Porozmawiam z nim, jeśli…
- To nie będzie konieczne. - przerwała Austriakowi.
I już chwilę potem oboje błyszczeli na parkiecie. Sportowa sława u boku czarującej Norweżki. Tworzyli podczas tańca dobraną parę. Zgromadzeni w ogrodzie otoczyli tańczących szerokim kręgiem. Znajdowali się wśród nich również Anders i Kenneth Gangnes, który powrócił właśnie z urlopu. Roześmiał się serdecznie, kiedy Alice pomachała w jego stronę. Oboje z zachwytem podziwiali blondynkę zatraconą w tańcu.
- Stary, albo mi się wydaje, albo wkrótce zostaniemy szwagrami. - Anders stuknął łokciem stojącego obok młodszego brata Gregora, który również pojawił się na przyjęciu.
- To jest bardziej niż pewne. - kiwnął głową Lukas pełen zadowolenia.








Przez resztę balu Austriak obsypywał swoją towarzyszkę wieloma komplementami, opowiadał o swoich przeżyciach z ostatnich dni, wysłuchiwał z ciekawością tego, o czym mówiła do niego blondwłosa piękność. Zauroczyła go od pierwszego wejrzenia.
Wielka impreza zakończyła się blisko koło północy. Zaproszeni goście rozeszli się wkrótce, wymieniając między sobą serdeczne słowa pożegnania i składając szczere podziękowania gospodarzom.
- Dobrze by było znów się zobaczyć. - Gregor ucałował za pozwoleniem dłoń Alice.
- Wkrótce się zobaczymy.. - zapewniła chłopaka o swoim przyjeździe na pierwszy konkurs Pucharu Świata do Kuusamo.
Alice, wciąż podekscytowana spotkaniem ze Schlierenzauerem, powróciła do swojego pokoju od razu po uporządkowaniu ogrodu, którym zajęła się razem z kuzynem.

(…)

Domykając drzwi swojej sypialni, trafiła na przeszkodę. Ktoś blokował próg przy pomocy buta.
- Daniel. Jeśli to Ty, to odpuść, jestem zmęczona. - wywróciła oczami.
Zza framugi wychylił się blondwłosy skoczek.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? - odezwał się wesoło.
Nie pytając o zdanie, wszedł się do środka.
- Jestem zmęczona. - powtórzyła dziewczyna, nie kryjąc niezadowolenia.
Daniel zwiesił głowę w dół.
- Dość już tych głupich żartów. - zaczął mówić po dłuższym milczeniu. - Nie musisz udawać, że nie wiesz, o co mi chodzi.
- Dobrze wiem, o co Ci chodzi, Danny. Skończmy tą bezsensowną gadkę i po prostu daj mi spać.
- Nie wyjdę, dopóki mnie nie wysłuchasz. - zaprotestował.
- Dobrze. A więc słucham. - usiadła na brzegu łóżka i czekała na pół przytomna.
Blondyn zajął miejsce obok dziewczyny, dłuższą chwilę usiłując dobrać do siebie odpowiednie słowa.
- Nie do końca wiem, jak Ci to powiedzieć…
- Więc może pokaż? - zapytała ironicznie, coraz bardziej zniecierpliwiona.
W tym momencie rozświetlony dotychczas pokój stanął w głębokiej ciemności. Wspaniałomyślny Rune najwidoczniej znów psocił przy zasilaniu.
- A wiesz co? To nawet dobry pomysł. - Daniel przerwał ciszę.
- Gdybyś nie zauważył, jest ciemno. Więc teraz i tak nic nie zobaczę. Przykro mi, dobranoc. - miała nadzieję, że odpowiednio udało jej się spławić blondyna.
- Nie musisz nic widzieć.
Usłyszała jego głos tuż przed sobą. Nagle uczuła ciepło rozchodzące się po całym jej ciele. Ogarnął ją przyjemny chłód. Męskie dłonie wodziły ślepo po jej biodrach, rozmasowywując je w delikatny sposób. Mimowolnie uśmiechała się. Przymknęła powieki i wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Złożył na jej ustach subtelny pocałunek, przytulając ją do siebie. Trwali w tej chwili długo, jednocześnie pragnąc, by pozostało tak już zawsze. Poczuła jego dotyk na swoim policzku.

(…)

Obudziła się, szeroko otwierając oczy. Siedział przy niej zatroskany kuzyn. Gładził ją po policzku, by nie czuła się sama. Popatrzyła na niego z bólem wyrysowanym na twarzy.
- Tak, wiem, Alice. - przyjął ton tak poważny, jak nigdy dotąd.
Przez łzy próbowała cokolwiek z siebie wykrztusić. Ramiona bliskiej osoby, które ją teraz otoczyły, dodały szczypty otuchy. Bolała ją rzeczywistość, w której podświadomie nadal szalała za chłopakiem ze snu.  











Kilka Słów Od Autorki:
Z okazji zbliżających się świąt Bożonarodzeniowych, chciałabym każdemu z osobna złożyć najszczersze życzenia, przede wszystkim poczucia spełnienia w noc Wigilijną oraz mile spędzonych chwil w gronie najbliższych. A oto i kolejny rozdzialik. :)

środa, 23 listopada 2016

Rozdział III : Przeszłość dosięga dziś.

~~ 3. ~~


Norwegia, Lillehammer

   Wieczór dobiegał końca. Dziewczyna obserwowała życie norweskich ulic przez mokrą szybę samochodu. Rozpadało się na dobre. Jednak najgorsza pogoda nie była w stanie zepsuć reszty tego dnia. W rytm muzyki ostrożnie przytupywała ozdrowiałą stopą. Droga nie trwała zbyt długo.
- Pani pozwoli. - uśmiechnięty Stjernen otworzył dziewczynie drzwi, podając jej dłoń.
Dziewczyna skorzystała z gestu i powoli wysiadła z samochodu. Z otoczenia, w którym się znajdowali, dały się słyszeć hałasy dobiegające z tylniej strony posiadłości. Dźwięk głośnej muzyki, entuzjastyczne pokrzykiwania i nagle… wszystko ucichło, światła przed willą pogasły.
- Spokojnie! Sytuacja do opanowania! - głosu Velty nie można było pomylić z żadnym innym.
- Co ten chłopak znowu tam nawywijał? - kuzyn dziewczyny najwyraźniej był podenerwowany sytuacją, w końcu to głównie on odpowiadał za całe mieszkanie.
Alice natomiast stała oparta o strukturę domu, zmuszona zakryć dłonią usta. Rozbawiło ją to całe zajście z usterką na oświetleniu. Drużynę Norwegów kochała od dawna. Dokądkolwiek by nie poszli, razem zawsze wpadają w kłopoty. Tymczasem światła ponownie rozbłysnęły. Anders odetchnął z ulgą i zwrócił się do kuzynki, chwytając jej dłonie. Dziewczyna odniosła podejrzliwe wrażenie.
- Co knujesz? - zaczęła.
Chłopak ucałował ją w czoło i posłał jej tajemniczy uśmiech.
- Mamy dla ciebie taką… skromną… niespodziankę. - poprowadził ją za rękę prosto do części ogrodowej.
Miejsce zostało pięknie urządzone od czasu, gdy była tu ostatnim razem. Przypomniała sobie chwile, kiedy przesiadywała tutaj długimi popołudniami, kołysząc się na hamaku przytwierdzonym do gałęzi drzewa…, po którym nie było już ani śladu. Rozejrzała się dokładnie. Smutek spowodowany tym odkryciem sprawił, że dziewczyna początkowo nie zwróciła uwagi na wszelkie dekoracje: okrągłe stoły okryte bielutkimi obrusami, porcelanowe półmiski, ledowe światełka porozwieszane po całym ogrodzie, drogocenne zastawy. A wszystko to otaczał olbrzymi namiot ogrodowy, gdzie przyrządzony został również parkiet służący do tańca. Dziewczyna zaniemówiła z wrażenia. Nie wiedziała już, czy samym zdumieniem było piękno wystroju czy raczej świadomość tego, że spółka łobuzów sama wpadła na tak kreatywny pomysł.
-Szykujemy na jutrzejszy wieczór taki skromny bal. - nie obeszło się bez codziennego entuzjazmu Velty.
- Przyjdą sami ważni goście. - zaczął tłumaczyć Anders. - Trenerzy, gwiazdy sportu…
- Lepiej szykuj pamiętnik na autografy. - podkreślił Rune.
Chwilę jeszcze prowadzili żywą dyskusję na temat zbliżającego się ceremoniału. Wkrótce potem Anders zaprosił wszystkich do środka na kolację szefa kuchni. Od zawsze uważali, że Tom ma nadprzyrodzone zdolności w dziedzinie gastronomii. Tego wieczoru przyrządził prawdziwy specjał w postaci zasmażanych pomidorów i grillowanych plasterków ziemniaczanych.
- Kto to widział, żeby dziewczyna tak łapczywie jadła? - mruknął Hilde z buzią pełną własnego jedzenia, widząc Alice przecierającą co chwila usta serwetką.
- Musi mi szef koniecznie dać przepis. - odpowiedziała, przełknąwszy, a reszta co chwila sięgała po dokładkę.
Po skończonym posiłku każdy udał się do swoich pokoi. Alice jako jedyna pozostała przy stole. Nie miała tu jednak nic więcej do zrobienia, Anders chętnie wyręczył ją z babskich czynności, jakimi było zmywanie naczyń i uporządkowanie stołu. Siedziała więc w bezruchu na krześle, zamyślając się nad jutrzejszym przyjęciem. Wsparła brodę o dłonie i rozmarzyła się. Rozważała różne opcje ubioru, makijażu. Nie miała kompletnie pomysłu na siebie na tą okazję. W kwestii makijażu postanowiła pójść na żywioł, jednak odpowiedniej sukienki trzeba było poszukać. Zapowiada się solidna wizyta w galerii handlowej. Poderwała się z miejsca i wyszła na zewnątrz, chcąc odetchnąć chłodnym nocnym powietrzem. Miała zamiar oddalić się na kilka kroków od domu, aby udać się na orzeźwiający spacer, ale coś podpowiedziało jej zajrzeć do ogrodu. Udała się w tamtą stronę. Zatrzymała się w miejscu, gdzie w jutrzejszą noc zatańczą jej najbliżsi, a nawet starzy znajomi, z którymi już długo nie miała przyjemności porozmawiać. W Lillehammer od kilku lat panował pewien zwyczaj. Otóż od czasu do czasu organizowane były huczne bankiety z udziałem ważnych gości. Tym razem organizacją zajęła się norweska grupa skoczków narciarskich, więc zaproszeni zostali liczni producenci zbliżającego się sezonu, niektórzy trenerzy oraz pozostała kadra, która w tym roku weźmie udział w walce o Puchar Świata. Ogólnie rzecz biorąc, zapowiadał się wieczór pełen magicznych wrażeń. Alice podeszła do wieży elektronicznej i uruchomiła sprzęt. Wydobyła się z niej muzyka spokojna, z melodią skrzypiec w tle. Dziewczyna puściła wodze fantazji i wyobrażała sobie siebie w stroju balowym wykreowanym przez najlepszych projektantów, przeznaczonym specjalnie na tą wspaniałą okazję. Falbany jej krwisto-czerwonej sukni połyskiwały w świetle reflektorów nie mniej niż srebrzysty makijaż na jej powiekach, pod którymi skrywały się oczy błyszczące zachwytem. Publiczność przerywała płynność rozchodzącej się po sali muzyki gromkimi oklaskami. A ona jedna słyszała jedynie stukot własnych pantofli, które niosły ją powabnie po parkiecie. Zawsze przyznawała, że stworzona została do życia na scenie.

(…)

Usłyszawszy płynącą w środku muzykę, przystanął na posadzce z wiklinową tacą w dłoni i zaczął obserwować. Wtedy Ją ujrzał. Wyglądała niebiańsko, kreśląc tańczące kształty w wieczornej ciemności. Jej ruchy były delikatnie i poprawne, aż zdawać by się mogło, że dziewczyna nigdy nie uległa wypadkowi. Przykuwała jego uwagę swoim kobiecym stylem i żywą naturą. Żyła swoim światem, wciąż pozostawając sobą. W tamtej chwili pragnął porwać dziewczynę w objęcia i spojrzeć w jej błękitne oczy. Być może tam doszukałby się odpowiedzi na zagadkę, która dręczyła go od momentu, kiedy tylko się tu zjawiła. Przyjechała jak gdyby nigdy nic. Wróciła w rodzinne strony, zamieszkała w Lillehammer i nagle cały jego światopogląd znajduje się pod znakiem zapytania. Zawsze przekonywała go myśl, że kariera sportowa to coś, co do końca życia będzie stawiał na pierwszym szczeblu. Tymczasem coś zaczęło się w nim zmieniać. Zamiast koncentrować uwagę na kolejnych treningach, które rozplanował sobie na nadchodzące dnie, on stał tu ciągle, ogarniając wzrokiem obiekt zainteresowania, i z wrażenia upuszczając tacę pełną deserowych łyżeczek.

(…)

Huk, który rozległ się nagle w pobliżu, rozproszył Alice i wytrącił ze sfery wyobraźni. Podeszła pospiesznie do urządzenia, by wyłączyć muzykę.
- Przestraszyłem Cię? - zmieszany Daniel zbierał właśnie z kamiennej podłogi sztućce.
- Obserwowałeś mnie. - Alice była poirytowana zaistniałą sytuacją.
Nie czekała dłużej na odpowiedź blondyna. Po prostu zeszła z parkietu i skręciła w stronę domu. Tymczasem jej dłoń spotkała się z jego dłonią. Stanowczym ruchem zatrzymał ją.
- Dasz się zaprosić na czekoladę i popcorn? Tak w ramach skromnych przeprosin. - zapytał znienacka.
Popcorn. Całkowicie zapomniała o nocnym maratonie filmowym, na który byli umówieni. Co prawda, reszta załogi pewnie smacznie już spała. Postanowili zrealizować plan na wieczór we dwójkę.
- W sumie… czemu nie. - rozchmurzyła się po niedługim zastanowieniu.
Odbyli jeszcze krótki spacer po ścieżce ogrodowej i wrócili do domu. W salonie przywitało ich ciepło dobywające się z kominka, w którym ogień nie zdążył jeszcze przygasnąć.
- Proponuję jakiś straszny film. - odezwała się pierwsza Alice.
Daniel spojrzał na nią w milczeniu, oczekując sprostowania.
- Dawno nie oglądałam. Przyda się mała odmiana. - dokończyła krótko.
Wyszła do kuchni, by przygotować rzeczy przydatne do seansu. Szybko odnalazła szklany półmisek, do którego wsypała gotowy popcorn. W drugim pokoju blondyn już zajmował się przygotowaniem wybranego filmu.
- Zdawało mi się, że mówiłeś coś o czekoladzie. - mruknęła Alice, przekraczając próg oświetlonego salonu.
Daniel napełniał właśnie dwa szklane pucharki bursztynowo-pomarańczowym cydrem.
- Wprowadziłem małe zmiany. Jeśli nie masz nic przeciwko temu… - mówił, uśmiechając się do współtowarzyszki i podając jej pucharek do ręki.
- Mam. - przyjęła od blondyna trunek, po czym roześmiała się wesoło.
Spodobała jej się nagła zmiana planu. Oboje upili po małym łyku cydru.
- Wypijmy za jutrzejszy bankiet. - zaproponowała Alice.
Blondyn zbliżył się do niej o krok i wspólnie rozkoszowali się smakiem napoju alkoholowego. Atmosfera stała się przyjemna. Usiedli na miękkiej sofie, by rozpocząć nocne kino. Od czasu do czasu kosztowali trunku, który w magiczny sposób pobudzał w nich pozytywne emocje. Przegadali praktycznie pół filmu, większość czasu patrząc na siebie i obserwując wzajemne zachowania.
- Powiedz mi, Alice. - zaczął chłopak. - Tyle razy mieliśmy okazję pobyć ze sobą. A jednak nic o sobie nie wiedzieliśmy do dzisiaj. Jak to się stało? - popatrzył przed siebie w zupełną ciemność, którą rozświetlała jedynie lampka nocna.
- "Te wszystkie okazje zawsze chciałam wykorzystać." - pomyślała dziewczyna, z trudem powstrzymując się, by nie wypowiedzieć swoich myśli na głos. - Nie mam pojęcia, Dan. - okłamała go.
- Dobrze mi się z Tobą rozmawia, Alice. - sam nie wiedział, po co jej to mówił... po prostu poczuł, że tak trzeba.
- Gdybyś czegoś potrzebował, zawsze możesz na mnie liczyć. - zdobyła się na skromny uśmiech.
- A gdybym czegoś potrzebował właśnie teraz?
Spojrzała na niego z zapytaniem w oczach. Chwycił ją za rękę. Spodziewała się jednego, ale nie mogła pozwolić sobie na głupstwa. Nie po tym, co ostatnio przeżyła. Cofnęła dłoń.
- Chciałem tylko zapytać, czy nie pomogłabyś mi przy wybieraniu marynarki na jutro. - uśmiechnął się smutno.
Okłamał ją. Tak naprawdę zapragnął w tamtej chwili czegoś jeszcze.
- Trzeba było tak od razu! Wyciągnę Andersa i razem pojedziemy. Jemu też przydałoby się coś sensownego do szafy. Ty widziałeś w ogóle jego rzeczy? W większości koszul się przecież nie mieści! - roześmiała się wesoło.
Alice widocznie się rozchmurzyła. Zabolała go ta zmiana. Trwali chwilę w milczeniu, aby kontynuować oglądanie filmu.
Kiedy wreszcie zegar wybijał północ, powieki Alice zaczęły ciężko opadać. Jej głowa bezładnie wspierała się na ramieniu Daniela. Obejmował dziewczynę z troską. Patrzył, jak miarowo oddychała. Przysnęła, wtulona w niego. Blondyn zmrużył oczy, ostrożnie zbliżając usta do jej czoła.
- "Gdybym tylko wiedział, że to byłaś Ty." - przypominał sobie dawne czasy.
Melodia płynąca z zegara rozbudziła blondynkę.
- Pójdę już. - odezwała się sennym głosem. - Dobranoc. - wydusiła z siebie i opuściła salon.
Domykając za sobą drzwi swojej sypialni, poczuła, jak na jej twarzy mimowolnie gości uśmiech. Zarzuciła na siebie koszulę nocną i opadła ciężko na świeżo pachnącą pościel. Zaczęła analizować szczegóły z ostatnich godzin. Na myśl przyszły jej nagle wspomnienia sprzed kilku lat. To był czas, kiedy wkrótce zamierzała wyjechać na studia. Każdą wolną chwilę spędzała w towarzystwie kuzyna, który był dla niej potrzebnym wsparciem. Pamięta dobrze dzień, w którym Anders zabrał ją do pobliskiej restauracji na ciastko z lukrem. Weszli do środka, sprawiając wrażenie raczej szczęśliwej pary zakochanych, niż kuzynostwa. Przysiedli przy ladzie barowej, składając zamówienie na wybrane słodkości. Po drugiej stronie bufetu stał właśnie On. Jako początkujący skoczek narciarski nie posiadał jeszcze własnego sponsora, dlatego dorabiał tam za barkiem. Zmienił się bardzo od tamtej pory. Jeszcze wtedy wyglądał na niedojrzałego chłopca, posiadającego wysokie ambicje, którym w pełni oddał się na skoczni. Jego rysy twarzy zawsze zdradzały tą szorstką indywidualność. W tamtym czasie nie mieli sposobności porozmawiać tak jak dziś to miało miejsce. Szanowała go ze względu na Andersa. Traktowali siebie z obojętnością. A dziś, jak gdyby nigdy nic, spędzała z nim przyjemne chwile przy lampce cydru.
- "Alice. Nie rób głupot." - skarciła samą siebie w myślach, przypominając sobie o nieszczęśliwej miłości, która spotkała ją w Stanach.
Bolesne wspomnienia dopadają w najmniej oczekiwanych chwilach. Wiedziała o tym doskonale. Samotne noce w morzu łez dały jej dużo do zrozumienia. Otrząsnęła się i schowała swoje smukłe ciało pod chłodną kołdrą. Zanim zamknęła oczy, przyrzekła sobie, że wspomnienia dzisiejszego wieczoru również postara się puścić w niepamięć. Nie miała zamiaru przeżywać kolejnych rozczarowań w swoim życiu. Ponownie obdarzy Daniela obojętnością. Tą obojętnością, która okaże się sztuczna tak samo jak przed laty. Prawda jest taka, że wtedy w restauracji zobaczyła w nim coś wyjątkowego. Myślała o nim każdej nocy. On nigdy nie wydawał się być zainteresowany jej osobą. Była dla niego jedynie kuzynką przyjaciela, którą po prostu często widywał. Myślała, że wyjazd na studia wybije jej z głowy to całe szaleństwo. Nie myliła się. Zakochała się na nowo. Nie wiedziała tylko, że miłość ta nie będzie miała przyszłości, a zauroczenie sprzed lat odrodzi się na nowo. Dziewczyna wtuliła twarz w poduszkę. Miała nadzieję, że szybko zaśnie, kończąc dzień pełen wrażeń. A kiedy się obudzi, to wszystko okaże się jedynie snem.

(…)

Energicznym ruchem dłoni zakręcił kranik, odkładając lśniące pucharki do suszarki na naczynia. Stał chwilę wsparty dłońmi o blat kuchenny. Nagła zmiana w zachowaniu Alice wzbudziła w nim negatywne emocje. Z początku chciał zapukać do drzwi jej sypialni, by zapytać o samopoczucie. Po krótkim namyśle uświadomił sobie, że jego zamiar nie ma większego sensu. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała obezwładniająca cisza.
- Co Ty, Danny? - odezwał się głos z tyłu.
Zdezorientowany blondyn odwrócił się błyskawicznie za siebie. W progu kuchni pojawił się rozespany Andreas Stjernen.
- A, to Ty. - Daniel najwyraźniej odetchnął z ulgą.
Ilekroć potrzebował rady lub poparcia, u Andreasa zawsze je otrzymywał. I tym razem postanowił nie zwlekać z prośbą o pomoc. Zanim Andreas zdążył cokolwiek wywnioskować z wyrazu jego twarzy, ten przeszedł do rzeczy i po prostu wyznał to, co siedziało na dnie jego myśli od dłuższego czasu:
- Zależy mi na niej.
Stjernen nie dał po sobie poznać zaskoczenia. Od dawna podejrzewał, że pomiędzy młodym skoczkiem a Alice coś się dzieje. Wysłuchał chętnie opowieści Daniela ze wszystkimi szczegółami do końca. W odpowiedzi na to poklepał go jedynie po ramieniu, potrząsając głową z uznaniem.
- Miłość będzie tym, o czym marzysz, Dan.
Po czym zostawił blondyna samego w ciemnym pomieszczeniu. Chłopak postanowił nie spędzać reszty tej nocy na dłuższych przemyśleniach i udał się do swojego łóżka, by nie przespać całkowicie jutrzejszego poranka.
- Dobranoc, Alice. - przemknęła mu przez głowę ostatnia myśl tego dnia.

(…)

Sen nie przychodził jednak tak szybko, jak tego oczekiwała. Przekręciła się na drugi bok, wyobrażając sobie przebieg jutrzejszej imprezy bankietowej. Widziała dwójkę tańczących osób. Grono gości otaczało ich szerokim kołem, a oni poruszali się na parkiecie, patrząc sobie głęboko w oczy. On, z twardym charakterem, jednocześnie delikatny. Ona, stanowczo stąpająca po ziemi, a wzruszona…
„Alice! Ty wciąż swoje!”. Musiała natychmiast dać temu spokój! Zeskoczyła z łóżka. Wyjrzała na korytarz i spokojnym ruchem wdrapała się po schodach na górę. Zajrzała do jednej z sypialni. Dźwięk naciskanej klamki sprawił, że chłopak rozbudził się odruchowo.
- Nie mogę zasnąć. - zaczęła Alice półszeptem.
- Chodź do mnie.
Nawet jeśli miał to być środek nocy, mogła na niego liczyć. Wtuliła się w jego objęcia i pogrążyła w kojącym śnie.
- Śpij spokojnie. - utulił kuzynkę.












Kilka Słów Od Autorki:
W związku ze zbliżającym się rozpoczęciem sezonu Pucharu Świata, zapraszam na rozdział trzeci. :)



wtorek, 31 maja 2016

Rozdział II : Na zawsze razem.

                                                                   ~~ 2. ~~


Norwegia, Lillehammer

   W środku panowała głucha cisza. Słychać było zaledwie tykanie ściennego zegarka i szelest pościeli, pod którą dziewczyna dosłownie sekundy temu smacznie spała. Mocno zacisnęła senne jeszcze powieki. Rozejrzała się po ciemnym pokoju, bezgłośnie ziewając. Zorientowawszy się, że Tom zostawił ją prawdopodobnie w środku nocy, ułożyła się w łóżku na wpół leżąco, podpierając się łokciami. Zaczęła przywoływać wspomnienia tych wszystkich wariacji, jakie miały miejsce podczas kolacji. Jej głowa opadła ciężko na poduszkę, a blondynka zaśmiała się półgłosem, patrząc ślepo w sufit.
- Dom wariatów. - położyła dłoń na czole, zastanawiając się nad tym, co ciekawszego przyniesie zbliżający się dzień. 
W tym czasie zegar wybił trzy razy. Była późna noc. Alice westchnęła pod nosem, czując jednak, że nie zaśnie ponownie. Usiadła więc zwinnie na krawędzi łóżka, szukając po omacku swoich kul. Poczuła je już po chwili pomiędzy palcami dłoni i ostrożnie obiema stopami dotknęła ziemi. Zagipsowana noga miała się coraz lepiej. Trudności w chodzeniu mijały, a ból prawie całkowicie już ustał. Dziewczyna podniosła się z miejsca, prostując tułów. Nie chcąc obudzić pozostałych, wykradła się z pokoju wolnym krokiem. Na korytarzu usłyszała szczęk otwieranego okna, po którym nastąpił dźwięk lądujących na podłodze podeszw, Ktoś się włamywał... Jej oddech błyskawicznie przyspieszył. Przeszła ukradkiem do przedpokoju i sięgnęła po pusty wazon leżący na stoliku przy wieszakach. Zostawiając jedną z kul w przedsionku, podreptała niepewnie w kierunku, skąd dochodził odgłos stawianych kroków. Przemierzywszy połowę korytarz, usiłowała przebić wzrokiem ciemność.
- Gdzie ten cholerny włącznik! - zaklęła w przypływie paniki.
Nagle usłyszała za sobą podejrzany szelest i zamachnęła z całej siły wazonem. Zaatakowany zrobił energiczny unik, a porcelana w zderzeniu ze ścianą rozbiła się w drobny mak.
- Chciałaś mnie zabić?
Dziewczyna potknęła się o kulę ortopedyczną i runęłaby na ziemię jak długa, gdyby nie uścisk mocnych ramion, w które właśnie wpadła. Jej nozdrza wypełnił zapach męskich perfum. Tych samych, które poczuła wtedy w sypialni, gdy układał się na jej łóżku.
- Ostrożnie. - usłyszała szept tuż przed sobą.
Odsunęła się o krok do tyłu na bezpieczną odległość. Tymczasem zapaliło się światło.
- Wystraszyłem Cię. - patrzył na blondwłosą, wciąż trzymając dłoń na włączniku.
Oboje przenieśli wzrok na odłamki potłuczonego wazonu, które rozprysły się na podłodze. Niespodziewanie parsknęli równym śmiechem.
- Kto normalny w środku nocy wchodzi do domu oknem! - nieco spoważniała. - Ty byś się nie wystraszył na moim miejscu?
- Jestem nieustraszony. - przeczesał ręką swoją jasną grzywę.
Dziewczyna uniosła brwi, czekając na odpowiednią reakcję rozmówcy.
- Wybacz. Ale teraz przynajmniej wiemy, jaka z Ciebie siłaczka. - wykonał w zwolnionym tempie gest pokazujący zamach, który przed chwilą miał miejsce,
Blondynka oniemiała z zakłopotania i zdenerwowania na raz. Na szczęście chwilę milczenia przerwało wielkie wejście Fannemela w towarzystwie błaznowatego kumpla.
- Młoda, co Ty, nie śpisz? Mamy lunatyka! - pierwszy odezwał się Rune, podbiegając do blondynki, która przybiła z nim odwróconego żółwia.
- Wychodzenie o tej porze z łóżek to norma w tym domu, rozumiem? - Alice widocznie oczekiwała wyjaśnień.
Anders zbliżył się do kuzynki, obejmując ją troskliwie ramieniem.
- Byliśmy na skoczni. Ostatnio treningi to ciężka sprawa. Daniel skończył wcześniej i miał do Ciebie zajrzeć.
- I zajrzał... - westchnęła, pomijając już fakt z oknem.
Spojrzała w stronę Daniela, który zerkał na nią ukradkiem spod opuszczonej głowy. Fannemel podążył za jej wzrokiem i zrobił się niespokojny.
- Oooooo, dorośli będą rozmawiać. Spadamy, spadamy, spadamy! - Velta chwycił swojego niebieskookiego kolegę za kołnierz koszulki i zniknęli w głąb pokoju, zostawiając kuzynostwo na osobności.
- Co tu zaszło? - skoczek skrzyżował ręce na piersi, zgrywając podejrzliwego kochanka.
- Rozmawialiśmy z Danielem o sprawie zaślubin, a Twoja dziewczyna wcięła się nam w rozmowę.
- Słyszałem! - z głębi korytarza odezwał się Rune.
Anders, wyraźnie rozbawiony, zaklaskał w dłonie z uznaniem, gratulując kuzynce żartu.
- Czyli przyznajesz się do tego związku. - rzekła, podsumowując.
- To też słyszałem, młoda! Masz szlaban! - po raz kolejny głos rozchichotanego Velty.
Alice wydała z siebie sztuczny okrzyk paniki.
- A to co?! - Fannemel odskoczył na bok, zauważywszy kawałki porcelany leżące bezradnie na ziemi.
- Bawiliśmy się w kotka i myszkę.
- To teraz kotek weźmie szufelkę i zrobi, co do niego należy. Tylko żeby mi było na błysk! - ostatnie wykrzyknął w głąb korytarza.
- Kotek już idzie. - Tande opuścił pokój z przegraną miną i, nie ociągając się dłużej, zajął się porządkowaniem korytarza.
- A my obgadamy szczegóły przy herbacie, - pochwycił kuzynkę na ręce i usadził ją na krześle przy blacie kuchennym.
- Z cytryną, poproszę. - oznajmiła z przekąsem Alice.
- To zrobię bez.
Blondynka wywróciła teatralnie oczami.
- Dostanę chociaż cukier?
- Ile się należy?
- Trzy łyżeczki.
- To wsypię dwie. - podniósł głowę, by popatrzeć na rozweseloną dziewiętnastolatkę.
Uwielbiał ten widok. Była oczkiem w jego głowie. Traktował ją jako rodzoną siostrę. Dobrze pamiętał czasy, gdy, jako chłopiec, każdego dnia przechodził na drugą stronę ulicy, by opiekować się małą Alice. Byli przyjaciółmi od piaskownicy. Mijały dnie, a kuzynostwo zbliżało się do siebie, oddalało, to znowu zbliżało, a to znów oddalało. Jednak zawsze mogli na siebie liczyć. I w końcu przyszedł ten moment, kiedy musieli się rozstać. Przez długi czas trzymali regularny kontakt telefoniczny. Później słuch o dziewczynie zaginął. Życie USA widocznie całkowicie ją pochłonęło, z resztą nie nadaremno, jak się dziś okazuje. Wyrosła na samodzielną kobietę. Anders natomiast zatracił się w narciarstwie. Przez chwilę o sobie zapomnieli. Można powiedzieć, że każde poszło w swoją stronę. I wtedy do niego napisała. Potrzebowała wsparcia, przytulenia, zwykłej jego obecności. Coś w niej na nowo pękło. Postanowiła, że skończy szkołę i bezwłocznie wróci do Norwegi. Tam już czekał na nią przepełniony tęsknotą kuzyn.
- Puk, puk? - rozległo się stukanie o framugę.
- Andi! - dziewczyna klasnęła w dłonie na widok Stjernena.
- Przyszedłem przywitać się z moją łobuziarą! - podszedł do chrześnicy i ucałował ją w policzek. - A coś Ty taka pokrzywdzona? - położył dłoń na jej ramieniu, przyglądając się uszkodzonej nodze.
- Nie wdała się w nas, Andi.
- Tylko mi nie mów, że znów jeździłaś beze mnie na nartach. - mężczyzna wstał na równe nogi i oparł dłonie na biodrach.
- Po treningu jedziemy na ściągnięcie gipsu. - zaczął Fennemel, zanim dziewczyna zdążyła zareagować.
- Zawiozę was. - zaproponował Stjernen.
- Oj, dajcie spokój. Nie jestem już dziewczynką, złapię jakąś taksówkę i pojadę sama.
Skoczkowie popatrzyli po sobie w milczeniu, po czym obaj wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Co was tak bawi? - popatrzyła z niedowierzaniem na Stjernena rozkładającego się plecami na stole.
- Zabawna jesteś. Pojedziemy tuż po treningu. Przy okazji zobaczysz, jaki mięśniak z tego Twojego kochanka. - wyprostował się dumnie Anders, pokazując kciukami na siebie. - Oo, a Danielek dziś poprowadzi. - dodał na widok pojawiającego się kolegi.
- Może jakieś „proszę” ? - zagadnął młody chłopak, wsypując do miski płatki zbożowe.
- Ależ oczywiście. Czy mógłbyś się, proszę, łaskawie pospieszyć?
Daniel objął kolegę ramieniem za szyję i zaczął przyduszać. Pomiędzy chłopakami zaczęła się żartobliwa przepychanka.
- Wolnego, panowie. Tutaj siedzą damy. - śmiejący się Andreas postawił przed chrześnicą kubek gorącej herbaty.
Do pomieszczenia ociągająco wszedł zaspany Rune. Popatrzył przez ledwo uchylone powieki na towarzystwo, które obserwowało go teraz w milczeniu.
- Nawet mi nie mówcie, że siedzicie tu, odkąd wróciliśmy. - przeciągnął się i przysiadł do stołu.
Zegarek pokazał szóstą rano.
- Cudownie. Jestem niewyspany. Śniło mi się, że jakaś pokręcona blondynka nawiedziła naszą willę i Daniel się w niej zakochał… - ziewnął i otworzył szerzej oczy.
Naprzeciwko niego zajmowała miejsce zaskoczona Alice. Rune przetarł oczy i spojrzał przed siebie jeszcze raz.
- Dobra. Nie wiem, co wsypaliście mi wczoraj do herbaty, ale aktualnie mam halucynacje.
Poczuł lekkie uderzenie w tył głowy.
- O, siemasz, Alice. - oprzytomnił nagle Velta.
- I nie ma za co. - kiwnął z uznaniem stojący za nim Tande, wspierający się dłońmi o oparcie zajmowanego krzesła.
Zajął miejsce obok rozespanego kolegi i powoli dolewał świeżego mleka do swoich płatków śniadaniowych. Dźwięk łyżeczki stukającej o szkło zmusiło go do podniesienia głowy. Zapatrzył się na Nią po raz kolejny. Odkąd tu przyjechała, często o Niej myślał. Siedziała tak po prostu na wprost niego, stanowczo mieszając herbatę. Zerknęła na niego, podczas gdy on rozlewał na stół zawartość kartonu. Szybko się opamiętał i wytarł mokre ślady. Śniadanie wypadło w małym pośpiechu z powodu ciągle ponaglającego Fannemela, który nie chciał przegapić umówionej wizyty w poradni chirurgicznej. Młody blondyn jako pierwszy opuścił mieszkanie, by udać się w stronę samochodu w towarzystwie czekających na zewnątrz kompanów z kadry.
- Zdaje mi się, że Dan nie jest dziś zdolny do prowadzenia. - Stjernen zniżył nieco głos, nachylając się nad stołem. - Chłopak ewidentnie jest pod wpływem.
- Pod wpływem czego? - rzucił pytaniem poszukujący czegoś Anders.
- Tej oto piękności. - skusił się na miły komentarz pod adresem Alice.
- Nie zdążymy w końcu. - rzekła, podnosząc się o własnych siłach.
Przemierzyła kuchnię, podskakując na zdrowej nodze. Włożyła na głowę czapkę o norweskich barwach, puchowy płaszcz i zimowego trzewika.
- Wkrótce włożysz je oba. - ponad nią zabrzmiał głos kuzyna, wyczuwając myśli dziewczyny.
Na dworze było dość mroźno.
- Wyjdź bez rękawiczek, a popełnisz samobójstwo. - stwierdził trzęsący się z zimna Velta.
Z altany wyjechał biało-granatowy mini-bus. Grupa skoczków ruszyła biegiem w kierunku pojazdu, przepychając się między sobą w trakcie zajmowania miejsc. W środku dało się odczuć luksus i przyjemny wiśniowy zapach. Wnętrze było zadbane i mieściło kilku pasażerów. Alice zajęła miejsce tuż za kierowcą. Nie chciała, by patrzył na nią kątem oka. Zauważyła jednak jego odbicie w przednim lusterku. Że też nie wzięła tego pod uwagę! On natomiast ze skupieniem wpatrywał się w drogę, którą przemierzali. W międzyczasie kilku skoczków zaczęło wykłócać się o puszczenie ulubionej muzyki. Każdy chciał słuchać czegoś innego. W końcu głośne dyskusje zaczęły przedzierać się przez włączoną muzykę, na co Alice postanowiła zareagować.
- Spokój!
Sportowcy popatrzyli na dziewczynę z oniemieniem. Prowadzący natomiast uśmiechnął się pod nosem, a dalszą drogę przejechali przy jej ulubionym kawałku. Zatrzymali się przed solidnie zbudowanym jednopiętrowym budynkiem. Na tarasie oczekująco przesiadywał trener. Skoczkowie wysiedli z auta, zostawiając na osobności kierowcę z blondwłosą dziewczyną.
- Zdenerwowana? - nieoczekiwanie niebieskooki zaczął dialog.
- Czym? - zerknęła tuż przed siebie na miejsce, które zajmował, a on odwrócił się w jej stronę i tkwił tak w uśmiechu.
- Mam na myśli Twoją nogę. - szybko sprostował, przypominając o dzisiejszej wizycie w klinice.
Dziewczynę przeszedł przyjemny dreszcz. Odwzajemniła uśmiech.
- Ani trochę. - pokręciła głową z tupetem. - Dość się już nabawiłam w tym gipsie. A przydałoby się czasem tupnąć na żarty Andersa.
Roześmiali się wspólnie.
- Wiesz, tak sobie myślę… - zaczął, ale w tym czasie do samochodu zajrzał promienny jak zawsze Hilde.
- Idziecie, gołąbeczki, czy może mam wysłać specjalne zaproszenie?
- Poproszę zaproszenie. - objęła Toma za szyję, który wyciągnął ją z samochodu.
- Stoicie zdecydowanie za blisko siebie. - usłyszeli za sobą głos Fannemela. - Nie obściskujcie się przynajmniej na moich oczach.
Alice popatrzyła na ulubieńca, od którego dzieliły ją centymetry odległości.
- Słyszałeś? - zmarszczyła czoło.
- Co? Ja nic nie słyszę. - Tom nie dawał za wygraną.
Wkrótce dołączyli do reszty i znaleźli się w klubie. W środku przywitało ich ciepło, które natychmiast dało się odczuć po krótkiej wycieczce w zimnym samochodzie. Cała grupa skoczków udała się przez hol prosto do poszczególnych szatni. Alice natomiast usiadła w poczekalni. Korzystając z okazji, młody blondyn odłączył się od kadry. Zbliżył się do dziewczyny, gdy tamci zniknęli za rogiem ściany.
- Zdaje się, że nam w czymś przerwano. - po raz kolejny zaczął jako pierwszy.
- Słucham, o co chciałeś zapytać? - skrzyżowała ręce na piersi, oczekując odpowiedzi.
- Proponuję domowe kino na wieczór. - wypowiedział to z nutką nieśmiałości w głosie.
- Nocny maraton? - orzeźwiła się na samą myśl. - Zadzwonimy po chłopaków, zamówimy jedzenie i będzie niezła zabawa! - uniosła oba kciuki w górę.
Danielowi zrzedła mina. Nie takiej reakcji się spodziewał. Chciał porozmawiać z blondynką na osobności, poznać ją bliżej. Jego plan właśnie mijał się z celem. Mimo tego nie próbował zaprzeczyć. Przystał na propozycję dziewczyny i udał się w stronę przebieralni. Patrzyła, jak odchodził. W głębi duszy coś jej podpowiadało, żeby go zatrzymać.
- Daniel! - krzyknęła za nim, na co on gwałtownie zareagował, odwracając się. - Sznurówka… - dokończyła po prostu.
Skoczek pokiwał głową z uśmiechem, i nie zwracając uwagi na niezawiązanego buta, pobiegł do szatni. Chwilę potem w towarzystwie trenera i kilku instruktorów udali się na siłownię. Pomieszczenie zaopatrzone było w niezliczoną ilość luster, które zastępowały tu ściany. Dzieliło się na trzy wydzielone strefy. Ta z wolnymi ciężarami od razu została napadnięta przez najbardziej rozwścieczonych - przez całego w skowronkach Toma i w różowym humorze Rune. Robiąc łomot na pół sali, pomknęli w kierunku ławek rzymskich i suwnicy. Druga część siłowni wyposażona była w steppery i wioślarze. Fannemel natomiast poprowadził blondynkę do trzeciej strefy, przeznaczonej dla ćwiczeń wytrzymałościowych. Dziewczyna usiadła na ławce i podziwiała kuzyna, w trakcie gdy on trenował równowagę, bosymi stopami utrzymując się na dwóch cienkich liniach. W tle inni koledzy, przeskakując przez skrzynie, wywijali widowiskowe salta. Dodało to dziewczynie dodatkowych wrażeń.









 Po spędzeniu miłego południa w klubie sportowym, skoczkowie relaksowali się jazdą na skuterach śnieżnych, podczas gdy Stjernen pomagał podenerwowanej Alice wysiąść z samochodu.
- Hej, głowa do góry, to już ostatnia wizyta! Oczywiście pod warunkiem, że nie zapniesz już nart bez mojej zgody. - pocieszał ją pozytywny Fannemel.
Dziewczyna pchnęła go ręką i cała trójka pośpieszyła do środka. W klinice od razu skierowano ich do odpowiedniej sali, w której już czekał zaufany chirurg.
- Czekamy za ścianą. - ścisnął dłoń kuzynki i wolno zamknął za nią drzwi.
Dziewczyna ułożyła się wygodnie w fotelu chirurgicznym na prośbę lekarza. Zaciskała mocno zęby, podczas gdy tamten wykonywał swoją pracę.
- Miałaś dużo szczęścia, kochana. - odezwał się tryumfalnie, kiedy było już po wszystkim. - Możesz otworzyć oczy. I przede wszystkim stanąć na nogi. - dodał z dumą w głosie.
Alice uchyliła powieki i zobaczyła dwie zdrowe nogi leżące obok siebie. Radość, jaka się wówczas w niej obudziła, widocznie dała się głośno we znaki, bo w tej chwili do środka wparowali obaj skoczkowie. Ich zmartwienie momentalnie przerodziło się w podekscytowanie. Blondwłosa zeszła z fotela, ostrożnie stawiając obie nogi na podłodze. Uczuła w stopie lekki ucisk, jednak już po chwili przemierzała pomieszczenie niewielkimi krokami.
- Mała rehabilitacja domowa i wszystko wróci do normy. - oznajmił chirurg, z podziwem patrząc na pacjentkę, która prezentowała teraz chód charakterystyczny dla modelek.
Szczęśliwa wpadła w objęcia swojego kuzyna, który po chwili przyklęknął przed nią.
- Pani pozwoli? - włożył na jej wyzdrowiałą nogę zimowego trzewika.
Dziewczyna rozpromieniała, a kiedy opuścili gabinet, udali się samochodem do restauracji, w której serwują najlepsze potrawy świata. Spędzili tam czas na wspólnych żartach i po raz kolejny się sobą cieszyli. Patrzyła na swoich towarzyszy przez szklące się oczy. Była szczęśliwa, że oni obaj zawsze byli przy niej, kiedy ich potrzebowała.










Kilka Słów Od Autorki:
A oto i drugi rozdział! Wybaczcie, że tak długo, potrzebowałam dłuższej przerwy. :)



piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział I : Wypadki chodzą po ludziach.

~~ 1. ~~


USA, stan Michigan, Ironwood

   Rozległy się gromkie brawa oklaskujące uczennice Liceum Sportowego Ironwood wychodzące właśnie na środek sali, którym wręczono w dłonie skrawek papieru zawinięty w rulon i owinięty złotą wstążką. Złote wstążki charakteryzowały wysokie wyróżnienie. Po świeżo zakończonej edukacji absolwenci wybrali się na stok narciarski, by świętować dodatkowo zdobycie klasowego medalu wywalczonego przez uczennice w łyżwiarstwie szybkim.
- Gratulacje, Alice! - dziewczyna usłyszała głos przejeżdżającej koleżanki tuż przy samym uchu.
Blondwłosa właśnie mocowała kask na swojej głowie, gdy ktoś zatrzymał się tuż przed nią. Nie mogła rozpoznać osoby w ciemnym kasku, jej uwagę przykuł jednak charakterystyczny szeroki uśmiech. Rozpoznała w tym geście narciarskiego zdobywcę medalu, którego pierwszy raz spotkała na szkolnej siłowni dla gości, a później oglądała jego szalone występy podczas zawodów, w których zresztą uczestniczyła.
- Gratulacje. - odezwał się w końcu i odjechał tak szybko, jak się pojawił.
Alice patrzyła za odjeżdżającym jeszcze chwilę. Wreszcie ruszyła do przodu. Mknęła na nartach w nienagannym stylu, po chwili zwiększając nieco prędkość i posługując się przy tym kijkami zjazdowymi w zaznaczaniu skrętu. Niefortunnie jednak straciła równowagę, wywijając zygzakowate figury na wpół na śniegu, na wpół w powietrzu. Jej źrenice znacznie się powiększyły, gdy poczuła nieprzyjemne uczucie bólu w prawej nodze. Wystraszona, bliska utraty przytomności upadła, kryjąc bladą twarz w śniegu.





Norwegia, Lillehammer

Śnieżna zawieja wzmogła się jak gdyby na złość, co w znacznym stopniu wpłynęło na dalszy przebieg treningu. Natychmiast go odwołano, a trener nakazał udać się na senny odpoczynek przed kolejnymi zmaganiami na skoczni, które przełożono na popołudnie.
- Prawie w ogóle nie czuję, że jest środek nocy. - rozniósł się ironiczny głos Rune Velty wśród przemęczonej grupy skoczków, udających się właśnie na spoczynek, na co koledzy zareagowali ledwie żywym śmiechem.
Jedynym nieobecnym myślami w tej chwili był Fannemel. Odstający od reszty grupy, szedł powolnym krokiem parę metrów w tyle, ściskając w przemarzniętych dłoniach telefon i skupiając się z uwagą na wyświetlanej wiadomości.
- Czyżbym o czymś nie wiedział? - przed oczami Andersa wyrósł ciekawski Rune, nachylając się nad przyjacielem i zerkając w ekran.
Blondyn podniósł na niego swój wzrok i wybuchnął krótkim śmiechem, kiwając przecząco głową. Rune bez żadnych skrupułów wyrwał mu z rąk telefon i odczytał pospiesznie wiadomość, która tak zajęła uwagę skoczka.
- Uuuuu, dziewczyna. - zacmokał Velta, usiłując przez resztę drogi dowiedzieć się czegoś więcej na temat nagłego pojawienia się tajemniczej dziewczyny w życiu Fannemela. 
Udało mu się wreszcie ubłagać kolegę o udzielenie informacji, gdy zatrzymali się już przed wejściem do mieszkania.
- Kuzynka? - Rune zrobił oczy jak pięć złotych. - Nigdy nie wspominałeś, że masz jakiekolwiek ślicznotki w rodzinie. - założył ręce, po czym szturchnął Andersa w geście podejrzenia.
Anders natomiast stał opanowany w miejscu, nie biorąc do siebie zbytnio entuzjazmu, jaki drzemał w jego towarzyszu. Dobrze wiedział, że dziewczynie nie będzie z początku łatwo, gdy przyleci tu, do Lillehammer. On jedyny wiedział najlepiej, jaki problem dotknął dziewczynę, zanim wyjechała. Dlatego musiała zmienić środowisko, opuścić Norwegię i zerwać z nim bliski kontakt. Chłopak popatrzył przed siebie, zadzierając głowę do góry. Kiedy się ocknął, pozostał już zupełnie sam. Rune najwyraźniej ulotnił się w celu wyspania. Zmęczenie również zaczynało dotykać blondwłosego skoczka. Zamknął za sobą drzwi i udał się do swojej sypialni, gdzie mógł spokojnie ułożyć się w wygodnym łóżku i obmyślić plan działania na nadchodzący dzień…

(…)

Coraz częściej przekręcał się niespokojnie z jednego boku na drugi. Aż wreszcie obudził się na dobre. Usiadł na poduszce, schował twarz w dłoniach i energicznie przetarł oczy. Zza sąsiedniej ściany dało się słyszeć odgłosy porannej gimnastyki, którą torturował się Rune już od samego rana.
- Człowieku, daj trochę pożyć! - wrzasnął Fannemel, przeciągając się leniwie.
Odgłosy natychmiast ucichły, a skoczek uśmiechnął się cwanie na błyskawiczną reakcję kolegi. Zerwał się nagle z łóżka, uprzytomniając sobie o przeznaczeniu dzisiejszego dnia. Udał się bez zbędnego pukania do pokoju lokatora, nie zwracając najmniejszej uwagi na bałagan panujący w środku.
- Stary, potrzebuję Twojej pomocy… a Ty co? Wybierasz się gdzieś? - zdziwił go widok Rune zapinającego kurtkę pod samą szyję.
- Danny dziś wraca. Mam po niego jechać. - oznajmił Norweg, naciągając czapkę po same brwi.
- To nas tu będzie czteroosobowa gromada! - blondyn złapał się za głowę, śmiejąc się z zaistniałej sytuacji.
Chwilę później oboje już zajmowali się własnymi sprawami, Rune udał się samochodem na lotnisko, natomiast Anders skierował się do kuchni. Postanowił przygotować do jedzenia coś na ciepło dla niebawem przybyłych, którzy z pewnością po długiej podróży okażą się głodomorami. Chłopak gorączkowo zaczął szperać po szafkach w poszukiwaniu makaronu. Z czynności wyrwał go nagły dzwonek do drzwi, który prawie doprowadził go do zawału.
- Kogo tu teraz niesie? - westchnął, spiesząc do wyjścia.
Zatrzymał się jak zamrożony, gdy zobaczył znajomą sylwetkę rysującą się za oszklonymi drzwiami.
- Chłopie! Wpuścisz mnie? - dał się słyszeć głos tłumiony przez śnieżną zadymę panującą na zewnątrz. - Tutaj naprawdę jest sto razy zimniej niż w Twoim nieogrzewanym mieszkanku!
Skoczek ocknął się, usłyszawszy gorączkowe pukanie. Otworzył pospiesznie drzwi i przed nim ukazał się gość średniego wzrostu, o zadbanej postawie.
- Alicia! - z ust Fannemela wydarł się okrzyk zdumienia, ale też wielkiej radości. - Z kim przyjechałaś?
Dziewczyna stała przed nim z brwiami uniesionymi zadziornie ku górze, wspierając się łokciami na ortopedycznych kulach.
- Ho, ho! Jaki entuzjazm. Wujaszek mnie przywiózł. - odpowiedziała zabawnym tonem, przechylając głowę w bok. - Co jest? Co tak patrzysz?
Chłopak opuścił wzrok, wpatrując się w dół z zaskoczeniem.
- Aaa, to. - dziewczyna uniosła lekko nad ziemię swoją zagipsowaną nogę. - Wypadki chodzą po ludziach, nie? Cóż… najwyraźniej jazda na nartach nie jest dla mnie idealną formą odreagowania. - powiedziała jakby od niechcenia.
Anders założył ręce na piersi, patrząc na blondynkę ironicznym wzrokiem, na co ona odpowiedziała szturchnięciem go w ramię.
- Wejdziemy do środka? Czy spędzimy pół dnia na wpatrywanie się w siebie, Fanni?
- Zapraszam, wariatko. - poklepał Alice po plecach, kiedy przekraczała próg mieszkania, a sam zajął się władowaniem bagaży do środka. - Co Ty masz w tych torbach?! - zagadnął, upuszczając jedną z walizek.
- Same potrzebne rzeczy, kuzynku. - odpowiedziała mu, sadowiąc się na krześle w kuchni. - Zostaw je tam  i przyjdź tu!
Skoczek wychylił się zza futryny, doprowadzając tym dziewczynę do szerokiego uśmiechu, jakim mogła się pochwalić. Alice rozsunęła kurtkę, ukazując skrywany złoty medal wiszący przez cały czas na jej szyi.
- Zobacz, co maaam. - zaśpiewała.
- Dałaś im popalić! - wrzasnął na pół mieszkania dumny kuzyn. 
Podbiegł do medalistki i uniósł ją na rękach, obkręcając się w kółko wraz z nią. Kule wypadły z rąk dziewczyny, z hukiem lądując na płytkach.
- Przypominam Ci kochany, że nie do końca jestem sprawna. - udała spanikowaną, obejmując go obiema dłońmi za szyję.
Anders przeniósł blondynkę do przeznaczonego dla niej pokoju i ułożył ją na miękkim łóżku.
- Teraz będziesz na każde moje zawołanie? - zmarszczyła nos blondwłosa.
- Do pewnego czasu, młoda damo. - mrugnął okiem w jej stronę i usiadł na brzegu łóżka. - A tak szczerze, długo masz w tym chodzić?
- Został jeszcze tydzień. I tak znudzi Ci się opieka nade mną za jakieś… hmm, dwa dni? - potargała Andersa po włosach.
- Prześpij się trochę. Zajrzę do Ciebie po treningu. Dobrze, że wróciłaś. - zasunął okienne rolety i zamknął za sobą drzwi, zostawiając dziewczynę samą z jej myślami.
Czy dziewczynie na dobre wyszedł powrót do kraju? Bez dwóch zdań. Nareszcie będzie mogła odnowić kontakt z kuzynem, najlepszym przyjacielem. Będzie miała szansę się wyciszyć, powrócić do spokojnego klimatu. Życie w USA było wiecznym wyścigiem z czasem. Brakowało jej swobodnego oddechu. Miała nadzieję, że przyjazd tutaj pozwoli jej na prawdziwy relaks. Marzyła w tej chwili jedynie o błogim śnie.
Tymczasem dźwięk naciskanej klamki całkowicie na to nie pozwolił. Wywróciła oczami, potrzebowała chwili ciszy. Przecież Anders miał przyjść dopiero po treningu. Drzwi uchylono i do pokoju ktoś wszedł. Ciemność panująca w pokoju nie pozwoliła dziewczynie rozpoznać osoby. Po sposobie poruszania odgadła, że był to na pewno chłopak. Za czym kontynuowała analizowanie postaci, ta niespodziewanie ułożyła się na drugiej stronie łóżka. Dziewczynę zamurowało. Zeszła ostrożnie z łóżka, chwyciła swoje kule do chodzenia i wyszła na korytarz. W mieszkaniu nie było już Andersa. Zamiast niego zobaczyła natomiast dodatkowe torby podróżne ułożone w przedpokoju obok jej bagażu.
- No pięknie. Mamy gościa, a mnie nikt nie uprzedził. - mruknęła do siebie i pokuśtykała do kuchni z wielką chęcią zaparzenia herbaty.
Pod nieobecność Andersa prawie cały ten czas spędziła na przesiadywaniu w salonie i przeskakiwaniu z jednej stacji telewizyjnej na drugą.

(…)

Otworzyła oczy i rozejrzała się badawczym wzrokiem dookoła. Leżała na sofie przykryta niebieskim kocem z naszywką „Kongsberg IF”.
- Cokolwiek to znaczy… - przeciągnęła się.
Zerknęła w stronę okna, za którym rozciągał się ciemny widok. W progu salonu pojawił się zatroskany kuzyn.
- Miło Cię znów widzieć żywą, ślicznotko. Przespałaś całe popołudnie. - zaśmiał się, widząc jej zaspaną twarz i włosy w nieładzie.
- Nie stój tak, tylko pomóż mi wstać. Gdzie moje kule? - zaczęła oglądać się w poszukiwaniu swoich pomocy ortopedycznych.
Blondyn pokręcił głową i usiadł obok Alice.
- Widzę, że zaznajomiłaś się już z pozostałymi domownikami. - posłał jej podejrzliwe spojrzenie. - Przyznaj się, co robiliście, jak mnie nie było? - dźgnął dziewczynę w bok.
- Nie wiem, o czym mówisz… - zdezorientowały ją te słowa. - Są tu jeszcze jacyś domownicy? To znaczy… zdaję sobie sprawę, że czekają mnie ciężkie czasy w towarzystwie całej waszej norweskiej zgrai… ale nie powiesz mi chyba, że wszyscy tu mieszkają?! - spojrzała na niego z udawanym szokiem.
- Kabareciara z Ciebie. Razem z Tobą będzie nas czworo. - objął kuzynkę ramieniem, przyciskając jej głowę do swojego policzka.
- No proszę, proszę, proszę. Ładnie, ładnie, ładnie. - z korytarza wyłonił się Velta. - A więc to jest ta Twoja niby kuzynka, tak?
- Kuzynka? Jestem jego dziewczyną. I miło mi Cię poznać, Rune.
Skoczek najwyraźniej uwierzył w słowa nowo poznanej, bo zarówno ona jak i blondyn zaczęli dusić się pod kocem ze śmiechu, zobaczywszy minę kolegi.
- Ta. Widać, że rodzina z Was. - Rune udał obrażonego, ale chwilę potem już znajdował się pomiędzy łyżwiarką a skoczkiem.
- A więc to jest ten Twój niby lokator? - zwróciła się do Andersa, wskazując wzrokiem na przybyłego.
- Nie. Jestem jego dziewczyną. - wyrecytował zaczepnie Velta.
- Gadane to Ty masz.
Cały salon zatrząsł się od przypływu śmiechu.
- Ale uuuu, widzę, że z domownikami to już zaczynasz się spoufalać. Oczywiście mnie zostawiłaś na końcu, a jakże. - zagwizdał Rune, chwytając dwoma palcami róg koca.
Dziewczyna nie rozumiała z tego ostatniego kompletnie nic. A przynajmniej przez pierwszych kilka sekund trwała w niewiedzy. Do czasu, aż w progu pokoju ktoś się nie pojawił. Miał na sobie wiele zdradzający niebieski T-shirt z tym samym logo. Wsparty był o framugę drzwi jak gdyby nigdy nic. Patrzył w jej stronę. Zobaczyła w wyrazie jego oczu zainteresowanie. Ucichła, a uśmiech niespodziewanie zszedł z jej twarzy.
- Andreeee! - podskoczyła na miejscu, kiedy nad jej głową zabrzmiał donośny głos kuzyna.
- Ho, ho! Jaki entuzjazm. - dał się słyszeć mocny głos Daniela.
Dziewczyna momentalnie uniosła głowę. Sposób, w jaki On to powiedział…
- Siadaj Danny z nami! Mamy dużo do obgadania. - koledzy zachęcali niebieskookiego do włączenia się w rozmowę.
Alice ku swojemu wielkiemu zdumieniu zaczęła modlić się w duchu o to, by się tak jednak nie stało.
- Jutro pogadamy. Jestem umówiony z trenerem. Będę późnym wieczorem. - szykował się powoli do wyjścia.
Dziewczyna, nie wiedząc zupełnie, co ją podkusiło, poruszyła się na sofie i wyjrzała za chłopakiem, który dopiero co zniknął z jej pola widzenia. Jak na złość, akurat wtedy musiał wychylić się jeszcze raz, rzucając zwykłym „Na razie”. Zatrzymał się jednak na moment, kiedy jego spojrzenie ze spojrzeniem dziewczyny skrzyżowały się. Blondynce zdawało się przez ułamek sekundy, że na twarzy skoczka pojawił się nikły, lecz dostrzegalny uśmiech. Oprzytomniła dopiero, gdy zamykał za sobą drzwi. Ułożyła się z powrotem na miejscu, wygodnie opierając się o podparcie sofy.
- Kto ma ochotę na kakao! - krzyknął Fannemel, uderzając dłonią o swoje kolano.
Alice dalej była zajęta karceniem siebie w myślach za sytuację, która przed chwilą miała miejsce.
- Mała, żyjesz?
- Nie nazywaj mnie tak! - wymierzyła poduszką prosto w twarz przyjaciela.
- Uznam to za odpowiedź twierdzącą. - zaśmiał się i razem z kolegą wyszli przygotować kolację.
Podczas wieczornego posiłku nie obeszło się oczywiście bez żartów, chichotów i wygłupów. Dołączyło również kilku innych sportowców z kadry, w towarzystwie których Alice czuła się radośnie i swojo. Tęskniła za poczuciem humoru Norwegów, za życiem tutaj, za prawdziwą sobą.
Po szalenie spędzonej kolacji blondwłosa przeniosła się do pokoju z nadzieją na możliwość wypoczynku. Nie było jej to jednak tak łatwo dane. Tom wyraźnie czuł niedosyt rozmowy, bo ani myślał opuszczać dziewczynę. Wkrótce jednak sen ich zmorzył i oboje zasnęli, kończąc dzień, który dla Norweżki niepozornie miał rozpocząć coś zupełnie nowego.











Kilka Słów Od Autorki:
Zapraszam na pierwszy rozdział! Proszę o parę słów w komentarzu! :) .

czwartek, 14 stycznia 2016

~~~~BOHATEROWIE~~~~



W ROLACH GŁÓWNYCH






~~~~

Alicia Bardsen
19-letnia Norweżka. Ukochana kuzynka jednego z najwybitniejszych skoczków narciarskich - Andersa Fannemela. Powraca do kraju po ukończeniu amerykańskiej szkoły. Czekają tam na nią niespodzianki, o których nawet nie śniła.





~~~~

Anders Fannemel
Skoczek narciarski z kadry norweskiej. Przyjmuje pod swój dach blondwłosą kuzynkę. Postanawia wdrożyć dziewczynę w zupełnie nowe życie, co wywraca jej marzenia do góry nogami.





~~~~

Daniel-Andre Tande
Przyjaciel Andersa. Całkowicie poświęcony swojej zimowej pasji. Ograniczenie zawodowe sprawia, że chłopak prowadzi monotonny styl życia. Aż nagle pojawia się ktoś, kto sprawia, że wszystko się zmienia...





~~~~

Gregor Schlierenzauer
Skoczek narciarski z kadry austriackiej, niepokonany rywal swojej dziedziny. Rozgłos na jego temat krąży po całym świecie, dzięki czemu chłopak zyskuje sławę światowej skali. Zdawać by się mogło, że niczego do szczęścia mu nie brakuje. Wkrótce czas pokazuje rzeczywistość.





~~~~

Michael Hayboeck
Pojawia się u boku blondwłosej piękności nieprzypadkowo. Bezustannie prześladuje go myśl, że spotkali się już na swojej drodze w przeszłości. Prawda, która wychodzi wkrótce na jaw, rozwiewa wszelkie wątpliwości. 





W ROLACH POZOSTAŁYCH




~~Kadra austriacka~~






~~Kadra norweska~~





Kilka Słów Od Autorki:
Oto wstęp do ciekawie zapowiadającego się opowiadania. Zapraszam do zapoznania się z bohaterami. Pierwszy rozdział już wkrótce na blogu :) .