wtorek, 31 maja 2016

Rozdział II : Na zawsze razem.

                                                                   ~~ 2. ~~


Norwegia, Lillehammer

   W środku panowała głucha cisza. Słychać było zaledwie tykanie ściennego zegarka i szelest pościeli, pod którą dziewczyna dosłownie sekundy temu smacznie spała. Mocno zacisnęła senne jeszcze powieki. Rozejrzała się po ciemnym pokoju, bezgłośnie ziewając. Zorientowawszy się, że Tom zostawił ją prawdopodobnie w środku nocy, ułożyła się w łóżku na wpół leżąco, podpierając się łokciami. Zaczęła przywoływać wspomnienia tych wszystkich wariacji, jakie miały miejsce podczas kolacji. Jej głowa opadła ciężko na poduszkę, a blondynka zaśmiała się półgłosem, patrząc ślepo w sufit.
- Dom wariatów. - położyła dłoń na czole, zastanawiając się nad tym, co ciekawszego przyniesie zbliżający się dzień. 
W tym czasie zegar wybił trzy razy. Była późna noc. Alice westchnęła pod nosem, czując jednak, że nie zaśnie ponownie. Usiadła więc zwinnie na krawędzi łóżka, szukając po omacku swoich kul. Poczuła je już po chwili pomiędzy palcami dłoni i ostrożnie obiema stopami dotknęła ziemi. Zagipsowana noga miała się coraz lepiej. Trudności w chodzeniu mijały, a ból prawie całkowicie już ustał. Dziewczyna podniosła się z miejsca, prostując tułów. Nie chcąc obudzić pozostałych, wykradła się z pokoju wolnym krokiem. Na korytarzu usłyszała szczęk otwieranego okna, po którym nastąpił dźwięk lądujących na podłodze podeszw, Ktoś się włamywał... Jej oddech błyskawicznie przyspieszył. Przeszła ukradkiem do przedpokoju i sięgnęła po pusty wazon leżący na stoliku przy wieszakach. Zostawiając jedną z kul w przedsionku, podreptała niepewnie w kierunku, skąd dochodził odgłos stawianych kroków. Przemierzywszy połowę korytarz, usiłowała przebić wzrokiem ciemność.
- Gdzie ten cholerny włącznik! - zaklęła w przypływie paniki.
Nagle usłyszała za sobą podejrzany szelest i zamachnęła z całej siły wazonem. Zaatakowany zrobił energiczny unik, a porcelana w zderzeniu ze ścianą rozbiła się w drobny mak.
- Chciałaś mnie zabić?
Dziewczyna potknęła się o kulę ortopedyczną i runęłaby na ziemię jak długa, gdyby nie uścisk mocnych ramion, w które właśnie wpadła. Jej nozdrza wypełnił zapach męskich perfum. Tych samych, które poczuła wtedy w sypialni, gdy układał się na jej łóżku.
- Ostrożnie. - usłyszała szept tuż przed sobą.
Odsunęła się o krok do tyłu na bezpieczną odległość. Tymczasem zapaliło się światło.
- Wystraszyłem Cię. - patrzył na blondwłosą, wciąż trzymając dłoń na włączniku.
Oboje przenieśli wzrok na odłamki potłuczonego wazonu, które rozprysły się na podłodze. Niespodziewanie parsknęli równym śmiechem.
- Kto normalny w środku nocy wchodzi do domu oknem! - nieco spoważniała. - Ty byś się nie wystraszył na moim miejscu?
- Jestem nieustraszony. - przeczesał ręką swoją jasną grzywę.
Dziewczyna uniosła brwi, czekając na odpowiednią reakcję rozmówcy.
- Wybacz. Ale teraz przynajmniej wiemy, jaka z Ciebie siłaczka. - wykonał w zwolnionym tempie gest pokazujący zamach, który przed chwilą miał miejsce,
Blondynka oniemiała z zakłopotania i zdenerwowania na raz. Na szczęście chwilę milczenia przerwało wielkie wejście Fannemela w towarzystwie błaznowatego kumpla.
- Młoda, co Ty, nie śpisz? Mamy lunatyka! - pierwszy odezwał się Rune, podbiegając do blondynki, która przybiła z nim odwróconego żółwia.
- Wychodzenie o tej porze z łóżek to norma w tym domu, rozumiem? - Alice widocznie oczekiwała wyjaśnień.
Anders zbliżył się do kuzynki, obejmując ją troskliwie ramieniem.
- Byliśmy na skoczni. Ostatnio treningi to ciężka sprawa. Daniel skończył wcześniej i miał do Ciebie zajrzeć.
- I zajrzał... - westchnęła, pomijając już fakt z oknem.
Spojrzała w stronę Daniela, który zerkał na nią ukradkiem spod opuszczonej głowy. Fannemel podążył za jej wzrokiem i zrobił się niespokojny.
- Oooooo, dorośli będą rozmawiać. Spadamy, spadamy, spadamy! - Velta chwycił swojego niebieskookiego kolegę za kołnierz koszulki i zniknęli w głąb pokoju, zostawiając kuzynostwo na osobności.
- Co tu zaszło? - skoczek skrzyżował ręce na piersi, zgrywając podejrzliwego kochanka.
- Rozmawialiśmy z Danielem o sprawie zaślubin, a Twoja dziewczyna wcięła się nam w rozmowę.
- Słyszałem! - z głębi korytarza odezwał się Rune.
Anders, wyraźnie rozbawiony, zaklaskał w dłonie z uznaniem, gratulując kuzynce żartu.
- Czyli przyznajesz się do tego związku. - rzekła, podsumowując.
- To też słyszałem, młoda! Masz szlaban! - po raz kolejny głos rozchichotanego Velty.
Alice wydała z siebie sztuczny okrzyk paniki.
- A to co?! - Fannemel odskoczył na bok, zauważywszy kawałki porcelany leżące bezradnie na ziemi.
- Bawiliśmy się w kotka i myszkę.
- To teraz kotek weźmie szufelkę i zrobi, co do niego należy. Tylko żeby mi było na błysk! - ostatnie wykrzyknął w głąb korytarza.
- Kotek już idzie. - Tande opuścił pokój z przegraną miną i, nie ociągając się dłużej, zajął się porządkowaniem korytarza.
- A my obgadamy szczegóły przy herbacie, - pochwycił kuzynkę na ręce i usadził ją na krześle przy blacie kuchennym.
- Z cytryną, poproszę. - oznajmiła z przekąsem Alice.
- To zrobię bez.
Blondynka wywróciła teatralnie oczami.
- Dostanę chociaż cukier?
- Ile się należy?
- Trzy łyżeczki.
- To wsypię dwie. - podniósł głowę, by popatrzeć na rozweseloną dziewiętnastolatkę.
Uwielbiał ten widok. Była oczkiem w jego głowie. Traktował ją jako rodzoną siostrę. Dobrze pamiętał czasy, gdy, jako chłopiec, każdego dnia przechodził na drugą stronę ulicy, by opiekować się małą Alice. Byli przyjaciółmi od piaskownicy. Mijały dnie, a kuzynostwo zbliżało się do siebie, oddalało, to znowu zbliżało, a to znów oddalało. Jednak zawsze mogli na siebie liczyć. I w końcu przyszedł ten moment, kiedy musieli się rozstać. Przez długi czas trzymali regularny kontakt telefoniczny. Później słuch o dziewczynie zaginął. Życie USA widocznie całkowicie ją pochłonęło, z resztą nie nadaremno, jak się dziś okazuje. Wyrosła na samodzielną kobietę. Anders natomiast zatracił się w narciarstwie. Przez chwilę o sobie zapomnieli. Można powiedzieć, że każde poszło w swoją stronę. I wtedy do niego napisała. Potrzebowała wsparcia, przytulenia, zwykłej jego obecności. Coś w niej na nowo pękło. Postanowiła, że skończy szkołę i bezwłocznie wróci do Norwegi. Tam już czekał na nią przepełniony tęsknotą kuzyn.
- Puk, puk? - rozległo się stukanie o framugę.
- Andi! - dziewczyna klasnęła w dłonie na widok Stjernena.
- Przyszedłem przywitać się z moją łobuziarą! - podszedł do chrześnicy i ucałował ją w policzek. - A coś Ty taka pokrzywdzona? - położył dłoń na jej ramieniu, przyglądając się uszkodzonej nodze.
- Nie wdała się w nas, Andi.
- Tylko mi nie mów, że znów jeździłaś beze mnie na nartach. - mężczyzna wstał na równe nogi i oparł dłonie na biodrach.
- Po treningu jedziemy na ściągnięcie gipsu. - zaczął Fennemel, zanim dziewczyna zdążyła zareagować.
- Zawiozę was. - zaproponował Stjernen.
- Oj, dajcie spokój. Nie jestem już dziewczynką, złapię jakąś taksówkę i pojadę sama.
Skoczkowie popatrzyli po sobie w milczeniu, po czym obaj wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Co was tak bawi? - popatrzyła z niedowierzaniem na Stjernena rozkładającego się plecami na stole.
- Zabawna jesteś. Pojedziemy tuż po treningu. Przy okazji zobaczysz, jaki mięśniak z tego Twojego kochanka. - wyprostował się dumnie Anders, pokazując kciukami na siebie. - Oo, a Danielek dziś poprowadzi. - dodał na widok pojawiającego się kolegi.
- Może jakieś „proszę” ? - zagadnął młody chłopak, wsypując do miski płatki zbożowe.
- Ależ oczywiście. Czy mógłbyś się, proszę, łaskawie pospieszyć?
Daniel objął kolegę ramieniem za szyję i zaczął przyduszać. Pomiędzy chłopakami zaczęła się żartobliwa przepychanka.
- Wolnego, panowie. Tutaj siedzą damy. - śmiejący się Andreas postawił przed chrześnicą kubek gorącej herbaty.
Do pomieszczenia ociągająco wszedł zaspany Rune. Popatrzył przez ledwo uchylone powieki na towarzystwo, które obserwowało go teraz w milczeniu.
- Nawet mi nie mówcie, że siedzicie tu, odkąd wróciliśmy. - przeciągnął się i przysiadł do stołu.
Zegarek pokazał szóstą rano.
- Cudownie. Jestem niewyspany. Śniło mi się, że jakaś pokręcona blondynka nawiedziła naszą willę i Daniel się w niej zakochał… - ziewnął i otworzył szerzej oczy.
Naprzeciwko niego zajmowała miejsce zaskoczona Alice. Rune przetarł oczy i spojrzał przed siebie jeszcze raz.
- Dobra. Nie wiem, co wsypaliście mi wczoraj do herbaty, ale aktualnie mam halucynacje.
Poczuł lekkie uderzenie w tył głowy.
- O, siemasz, Alice. - oprzytomnił nagle Velta.
- I nie ma za co. - kiwnął z uznaniem stojący za nim Tande, wspierający się dłońmi o oparcie zajmowanego krzesła.
Zajął miejsce obok rozespanego kolegi i powoli dolewał świeżego mleka do swoich płatków śniadaniowych. Dźwięk łyżeczki stukającej o szkło zmusiło go do podniesienia głowy. Zapatrzył się na Nią po raz kolejny. Odkąd tu przyjechała, często o Niej myślał. Siedziała tak po prostu na wprost niego, stanowczo mieszając herbatę. Zerknęła na niego, podczas gdy on rozlewał na stół zawartość kartonu. Szybko się opamiętał i wytarł mokre ślady. Śniadanie wypadło w małym pośpiechu z powodu ciągle ponaglającego Fannemela, który nie chciał przegapić umówionej wizyty w poradni chirurgicznej. Młody blondyn jako pierwszy opuścił mieszkanie, by udać się w stronę samochodu w towarzystwie czekających na zewnątrz kompanów z kadry.
- Zdaje mi się, że Dan nie jest dziś zdolny do prowadzenia. - Stjernen zniżył nieco głos, nachylając się nad stołem. - Chłopak ewidentnie jest pod wpływem.
- Pod wpływem czego? - rzucił pytaniem poszukujący czegoś Anders.
- Tej oto piękności. - skusił się na miły komentarz pod adresem Alice.
- Nie zdążymy w końcu. - rzekła, podnosząc się o własnych siłach.
Przemierzyła kuchnię, podskakując na zdrowej nodze. Włożyła na głowę czapkę o norweskich barwach, puchowy płaszcz i zimowego trzewika.
- Wkrótce włożysz je oba. - ponad nią zabrzmiał głos kuzyna, wyczuwając myśli dziewczyny.
Na dworze było dość mroźno.
- Wyjdź bez rękawiczek, a popełnisz samobójstwo. - stwierdził trzęsący się z zimna Velta.
Z altany wyjechał biało-granatowy mini-bus. Grupa skoczków ruszyła biegiem w kierunku pojazdu, przepychając się między sobą w trakcie zajmowania miejsc. W środku dało się odczuć luksus i przyjemny wiśniowy zapach. Wnętrze było zadbane i mieściło kilku pasażerów. Alice zajęła miejsce tuż za kierowcą. Nie chciała, by patrzył na nią kątem oka. Zauważyła jednak jego odbicie w przednim lusterku. Że też nie wzięła tego pod uwagę! On natomiast ze skupieniem wpatrywał się w drogę, którą przemierzali. W międzyczasie kilku skoczków zaczęło wykłócać się o puszczenie ulubionej muzyki. Każdy chciał słuchać czegoś innego. W końcu głośne dyskusje zaczęły przedzierać się przez włączoną muzykę, na co Alice postanowiła zareagować.
- Spokój!
Sportowcy popatrzyli na dziewczynę z oniemieniem. Prowadzący natomiast uśmiechnął się pod nosem, a dalszą drogę przejechali przy jej ulubionym kawałku. Zatrzymali się przed solidnie zbudowanym jednopiętrowym budynkiem. Na tarasie oczekująco przesiadywał trener. Skoczkowie wysiedli z auta, zostawiając na osobności kierowcę z blondwłosą dziewczyną.
- Zdenerwowana? - nieoczekiwanie niebieskooki zaczął dialog.
- Czym? - zerknęła tuż przed siebie na miejsce, które zajmował, a on odwrócił się w jej stronę i tkwił tak w uśmiechu.
- Mam na myśli Twoją nogę. - szybko sprostował, przypominając o dzisiejszej wizycie w klinice.
Dziewczynę przeszedł przyjemny dreszcz. Odwzajemniła uśmiech.
- Ani trochę. - pokręciła głową z tupetem. - Dość się już nabawiłam w tym gipsie. A przydałoby się czasem tupnąć na żarty Andersa.
Roześmiali się wspólnie.
- Wiesz, tak sobie myślę… - zaczął, ale w tym czasie do samochodu zajrzał promienny jak zawsze Hilde.
- Idziecie, gołąbeczki, czy może mam wysłać specjalne zaproszenie?
- Poproszę zaproszenie. - objęła Toma za szyję, który wyciągnął ją z samochodu.
- Stoicie zdecydowanie za blisko siebie. - usłyszeli za sobą głos Fannemela. - Nie obściskujcie się przynajmniej na moich oczach.
Alice popatrzyła na ulubieńca, od którego dzieliły ją centymetry odległości.
- Słyszałeś? - zmarszczyła czoło.
- Co? Ja nic nie słyszę. - Tom nie dawał za wygraną.
Wkrótce dołączyli do reszty i znaleźli się w klubie. W środku przywitało ich ciepło, które natychmiast dało się odczuć po krótkiej wycieczce w zimnym samochodzie. Cała grupa skoczków udała się przez hol prosto do poszczególnych szatni. Alice natomiast usiadła w poczekalni. Korzystając z okazji, młody blondyn odłączył się od kadry. Zbliżył się do dziewczyny, gdy tamci zniknęli za rogiem ściany.
- Zdaje się, że nam w czymś przerwano. - po raz kolejny zaczął jako pierwszy.
- Słucham, o co chciałeś zapytać? - skrzyżowała ręce na piersi, oczekując odpowiedzi.
- Proponuję domowe kino na wieczór. - wypowiedział to z nutką nieśmiałości w głosie.
- Nocny maraton? - orzeźwiła się na samą myśl. - Zadzwonimy po chłopaków, zamówimy jedzenie i będzie niezła zabawa! - uniosła oba kciuki w górę.
Danielowi zrzedła mina. Nie takiej reakcji się spodziewał. Chciał porozmawiać z blondynką na osobności, poznać ją bliżej. Jego plan właśnie mijał się z celem. Mimo tego nie próbował zaprzeczyć. Przystał na propozycję dziewczyny i udał się w stronę przebieralni. Patrzyła, jak odchodził. W głębi duszy coś jej podpowiadało, żeby go zatrzymać.
- Daniel! - krzyknęła za nim, na co on gwałtownie zareagował, odwracając się. - Sznurówka… - dokończyła po prostu.
Skoczek pokiwał głową z uśmiechem, i nie zwracając uwagi na niezawiązanego buta, pobiegł do szatni. Chwilę potem w towarzystwie trenera i kilku instruktorów udali się na siłownię. Pomieszczenie zaopatrzone było w niezliczoną ilość luster, które zastępowały tu ściany. Dzieliło się na trzy wydzielone strefy. Ta z wolnymi ciężarami od razu została napadnięta przez najbardziej rozwścieczonych - przez całego w skowronkach Toma i w różowym humorze Rune. Robiąc łomot na pół sali, pomknęli w kierunku ławek rzymskich i suwnicy. Druga część siłowni wyposażona była w steppery i wioślarze. Fannemel natomiast poprowadził blondynkę do trzeciej strefy, przeznaczonej dla ćwiczeń wytrzymałościowych. Dziewczyna usiadła na ławce i podziwiała kuzyna, w trakcie gdy on trenował równowagę, bosymi stopami utrzymując się na dwóch cienkich liniach. W tle inni koledzy, przeskakując przez skrzynie, wywijali widowiskowe salta. Dodało to dziewczynie dodatkowych wrażeń.









 Po spędzeniu miłego południa w klubie sportowym, skoczkowie relaksowali się jazdą na skuterach śnieżnych, podczas gdy Stjernen pomagał podenerwowanej Alice wysiąść z samochodu.
- Hej, głowa do góry, to już ostatnia wizyta! Oczywiście pod warunkiem, że nie zapniesz już nart bez mojej zgody. - pocieszał ją pozytywny Fannemel.
Dziewczyna pchnęła go ręką i cała trójka pośpieszyła do środka. W klinice od razu skierowano ich do odpowiedniej sali, w której już czekał zaufany chirurg.
- Czekamy za ścianą. - ścisnął dłoń kuzynki i wolno zamknął za nią drzwi.
Dziewczyna ułożyła się wygodnie w fotelu chirurgicznym na prośbę lekarza. Zaciskała mocno zęby, podczas gdy tamten wykonywał swoją pracę.
- Miałaś dużo szczęścia, kochana. - odezwał się tryumfalnie, kiedy było już po wszystkim. - Możesz otworzyć oczy. I przede wszystkim stanąć na nogi. - dodał z dumą w głosie.
Alice uchyliła powieki i zobaczyła dwie zdrowe nogi leżące obok siebie. Radość, jaka się wówczas w niej obudziła, widocznie dała się głośno we znaki, bo w tej chwili do środka wparowali obaj skoczkowie. Ich zmartwienie momentalnie przerodziło się w podekscytowanie. Blondwłosa zeszła z fotela, ostrożnie stawiając obie nogi na podłodze. Uczuła w stopie lekki ucisk, jednak już po chwili przemierzała pomieszczenie niewielkimi krokami.
- Mała rehabilitacja domowa i wszystko wróci do normy. - oznajmił chirurg, z podziwem patrząc na pacjentkę, która prezentowała teraz chód charakterystyczny dla modelek.
Szczęśliwa wpadła w objęcia swojego kuzyna, który po chwili przyklęknął przed nią.
- Pani pozwoli? - włożył na jej wyzdrowiałą nogę zimowego trzewika.
Dziewczyna rozpromieniała, a kiedy opuścili gabinet, udali się samochodem do restauracji, w której serwują najlepsze potrawy świata. Spędzili tam czas na wspólnych żartach i po raz kolejny się sobą cieszyli. Patrzyła na swoich towarzyszy przez szklące się oczy. Była szczęśliwa, że oni obaj zawsze byli przy niej, kiedy ich potrzebowała.










Kilka Słów Od Autorki:
A oto i drugi rozdział! Wybaczcie, że tak długo, potrzebowałam dłuższej przerwy. :)