środa, 15 marca 2017

Rozdział VI : Szczęśliwi mogą wszystko.

   ~~ 6. ~~


USA, stan Michigan, Ironwood

Ciepłe słowa przywitania, uściski, okrzyki radości, szum w głowie, w ręku pucharek z drinkiem. Tak bawiło się towarzystwo łyżwiarek w hotelu późnym popołudniem, jeszcze tego samego dnia. Alice Bardsen zapomniała o całym świecie, wkraczając ponownie w świat Ameryki Północnej. Nie zabrakło dobrej muzyki, długich opowieści czy plotek. Nie obeszło się oczywiście bez tematu skoczków narciarskich. Rozległ się jeden wielki harmider, kiedy podekscytowane koleżanki zaczęły zasypywać Alice pytaniem, czy Fannemel dalej jest do wzięcia. Wciąż był gorącym tematem w klubie łyżwiarskim jego kuzynki.
- Jaki on jest? - pytała jedna, ciężko wzdychając.
- Mieszkacie razem? - pytała druga z zazdrością w oczach.
- Musisz mnie z nim zapoznać. - zaznaczyła kolejna.
Mocny trunek doprowadził łyżwiarki do całkowitego szaleństwa. Hotelowy pokój, w którym przebywały, wypełniony był wonią alkoholu, damskich perfum i chichotem ich właścicielek. Wczesnym wieczorem grupa wysportowanych dam zorganizowała małą wycieczkę po okolicy. Ironwood nocą wyglądało wprost nieziemsko. Alice miała okazję pierwszy raz na własne oczy zobaczyć tą niegdyś sławną skocznię Copper Peak. Wychylała się spoza wierzchołków drzew cała oświetlona. Widok był niepowtarzalny. Nie spuszczając oka z obiektu, wyjęła z kieszeni telefon i sfotografowała zabytek. Od razu podzieliła się tą wiadomością z najbliższą osobą na świecie.






Norwegia, Lillehammer

Noc nie pozwalała wciąż zasnąć. Leżał nieruchomo, chowając rękę za głową, a w drugiej trzymając telefon. Oglądał właśnie ujęcie niedawno odbudowanego obiektu w Ironwood. Tryb odpoczynku przerwało mu stukanie do drzwi.
-Weeeejść. - zawołał melodyjnie, lecz od niechcenia zmęczony Anders.
Na progu pokoju przystanął jego młodszy kolega.
- Wszystko z Tobą ok? - Daniel wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi jakby nie chciał, by ktokolwiek usłyszał ich rozmowę.
- Czemu pytasz? Wszystko jest w jak najlepszym…
- Bo leżysz w moim pokoju już od trzech godzin? - powiedział z nutą kpiny w tonie.
Siadł na brzegu łóżka i powiedział coś, co wbiło Fannemela całkowicie w materac łóżka.
- Tęsknisz za nią?
Anders nie krył zaskoczenia słowami, jakie właśnie padły z ust blondyna. Jednak ten kontynuował.
- Dobrze pamiętam, co było ostatnim razem, gdy wyjechała. Wszyscy za nią tęsknimy. Myślisz, że nie wiem jak to jest budzić się każdej nocy z jedną i tą samą myślą? Jak to jest, gdy brakuje Ci kogoś, kto samą obecnością sprawiał, że uśmiechałeś się sam do siebie? Naprawdę nie mam pojęcia, co ta dziewczyna w sobie ma… Wiem tylko, że cholernie mi na niej zależy. A ona tak po prostu wyjechała. - zakończył nerwowym akcentem.
Tego mu trzeba było. Potrzebował rozmowy, w której mógł zwierzyć się ze swoich zmartwień jedynie komuś, kto go zrozumie. Być może dlatego wybrał Andersa, z którym ostatnio zbyt wiele rozmów go nie łączyło.
- Może ja też powinienem. - zreasumował Tande.
Podenerwowany Fannemel w końcu spojrzał na kolegę spod opuszczonej głowy.
- Wyjeżdżasz? - automatycznie rzucił pytanie.
Daniel zamyślił się przez chwilę i mówił dalej, wspierając brodę na dłoniach.
- Muszę trochę odpocząć przed kolejnym konkursem. Myślę o powrocie do Kongsberg.  - odparł.
W jego głosie niestety nie dało się usłyszeć najmniejszego entuzjazmu. Fannemel natomiast postanowił nieco zmienić temat.
- Martwię się o nią. - zaczął.
Na twarzy blondwłosego Norwega pojawił się niewyraźny grymas. Do pokoju wpadł nagle roztrzęsiony Rune, przerywając skoczkom szczerą rozmowę.
- Fannis, dom Ci się pali! - krzyknął prosto z mostu jak zwykle.
Velta nigdy nie przebierał w słowach. Zawsze mówił od razu to, co na myśl mu przychodziło, czyniąc swój charakter wybuchowym i raczej niezbyt dojrzałym. Dlatego mało kto traktował go poważnie, kiedy zadziało się coś naprawdę niepokojącego. Tak było i tym razem.
- Nie teraz, Rune. - pokiwał przecząco Anders, dając przyjacielowi znak, by tamten zostawił ich na chwilę samych.
- Stary, chata Ci płonie! Ja nie żartuję. - jego oczy prawie wychodziły z orbit.
Tymczasem do pokoju dobiegła ich woń spalonego jedzenia. Fannemel poderwał się energicznie z miejsca i pobiegł z prędkością światła w stronę kuchni.
- Velta, ja Cię kiedyś zastrzelę, obiecuję! - wrzasnął, a jego głos rozniósł się po całym mieszkaniu.
Widok płonącej kuchenki mikrofalowej przyprawił go o napad paniki.
- Fanni, no weź nie histeryzuj! - pobiegł za kolegą przejęty Rune.
Oboje zaczęli krzątać się nerwowo po kuchni, szukając szybkiego rozwiązania. Reszta domowników w mgnieniu oka znalazła się na miejscu wypadku. Jednak byli świadkami już zupełnie czegoś innego. Oto pomiędzy dwoma skoczkami wybuchła szarpanina. Oboje byli oblepieni pianą wystrzeloną wcześniej z domowej gaśnicy.
- Co mi zrobisz jak mnie złapiesz? - zażartował Velta, wybiegając na korytarz.
-Zatłukę Cię! - krzyczał Fannemel przepełniony złością.
Wybuch śmiechu, jaki zabrzmiał wśród grona pozostałych, zdawał się trwać bez końca. Wkrótce rozpoczęło się wielkie porządkowanie całego bałaganu. Daniel bez końca chodził za zagniewanym Veltą, powtarzając mu w kółko, że tym razem to on ma przerąbane. Pół godziny później pomieszczenie lśniło dawną czystością, z taką tylko różnicą, że blat kuchenny w rogu pozostał pusty.
- Kupujecie nową mikrofalę. - Tom Hilde stał ze skrzyżowanymi rękami na piersiach, zastanawiając się już nad kupnem nowego sprzętu.
Dwójka rozrabiaków udała się do swoich pokoi, każdy w swoją stronę, by zedrzeć z siebie ubrania przesiąknięte pianą z gaśnicy, której Rune użył po mistrzowsku. Blondyn również postanowił zaszyć się do wieczora w swoim pokoju. Potrzebował chwili ciszy. Chciał wrócić myślami do sytuacji sprzed kilku dni. Zamknął za sobą drzwi, zdejmując z siebie biały T-shirt. Nagle usłyszał wibracje telefonu. Anders pozostawił swoją własność i najwyraźniej o niej zapomniał. Blondyn z czystej ciekawości postanowił zerknąć na tapetę ekranu blokady, na której zawsze widniał portret Alice. Zamiast tego zobaczył coś, co ukłuło go w serce. Ujrzał ostatnio wyświetlaną wiadomość. Nadawcą była oczywiście ona. Zdjęcie pokazywało bukiet białych róż, a do jednego z kwiatu został doczepiony pierścionek ze stalowym oczkiem. Pod spodem widniał podpis: „Srebrne oświadczyny za nami”. Przez głowę przemknęła mu niepokojąca myśl. Czyżby Alice wróciła do Stanów z innego powodu? Nie… to nie mogła być prawda! Nic z tego nie rozumiał. Nie chciał niczego rozumieć. Po prostu wyjął torbę podróżną i zaczął pakować do niej wszystkie potrzebne rzeczy na kilka dni. Wieczorem był już w drodze do rodzinnego domu.
- Na pewno nie chcesz pogadać, Danny? - zagadnął Stjernen, który zgodził się przewieźć młodszego kolegę do Kongsberg.
- Poradzę sobie. - blondyn zacisnął dłoń w pięść.
- Wszystko się ułoży. Nie ma się co przejmować na zapas. - kiwnął głową Andreas, który zawsze starał się myśleć pozytywnie.
- Nie wszystko jest takie proste jak się wydaje. A ja nie potrafię usiedzieć w miejscu i myśleć ciągle o jednym. - patrzył przez przednią szybę ze wzrokiem wbitym w ulicę, jaką przemierzali kilometry dzielące ich od miejsca, które przypominało mu o dziewczynie.
- Myślisz, że ten wyjazd dobrze Ci zrobi? - Stjernen spojrzał na kolegę kątem oka.
Oboje pamiętali incydent, jaki miał miejsce podczas ferii świątecznych, które Daniel spędził z rodziną. Szykował się wtedy na spotkanie z dziewczyną, która za nim wręcz szalała. Do spotkania ostatecznie nie doszło. Nie miał wówczas najmniejszej ochoty na randki, zwłaszcza że był to dzień powrotu Alice, o której myślał już dłuższy czas.
- Wiesz, że zawsze możesz zadzwonić. - zaproponował Andreas, gdy dojechali na miejsce.
- Widzimy się za kilka dni. - tylko tyle wyrzucił z siebie Tande, pospiesznie wysiadając z auta.
Wlokąc za sobą bagaż, przeszedł przez ogrodzenie furtką zabezpieczoną szyfrem i już po chwili znajdował się na terenie rodzinnej posiadłości. Odetchnął głęboko i ku jego miłemu zaskoczeniu drzwi otworzyły się od wewnątrz, a w progu ujrzał Idę.
- Daniel! Widziałam przez okno, że idziesz… - siostra skoczka nie kryła zachwycenia na jego widok. - Co Cię tu sprowadza? To znaczy… bardzo się cieszę, że jesteś. Ale za tydzień powinieneś być już w Engelberg! - jak zwykle na bieżąco w temacie sportu.
Daniel stał natomiast z zamkniętymi oczami w bezruchu, czekając, aż dziewczyna skończy mówić. Kiedy wreszcie doczekał chwili ciszy, uchylił powieki.
- A teraz dasz mi wejść do środka? - zapytał, udając, że trzęsie się z zimna.
- Wchodź, niewdzięczniku. - zamknęła za nim drzwi.
Rodzice blondwłosego chłopaka od razu zaczęli obsypywać go pytaniami na temat jego kariery sportowej, po czym porwali go do salonu na rozmowę.
- Już mówiłem, nic się nie dzieje. - roześmiał się Daniel, widząc przejęte miny rodziców, których nie widział zaledwie miesiąc.
- Dobrze, skarbie. Idź się przespać, a jutro spędzimy sobie trochę czasu razem. - Trude objęła swojego ukochanego syna ramieniem, prezentując na twarzy ciepły uśmiech.
Kiedy z ulgą oddalał się w stronę swojego pokoju, usłyszał jej zatroskany głos ponownie.
- Daniel?
Odwrócił się, by wysłuchać, co jeszcze miała do powiedzenia.
- Carina pytała o Ciebie.
Nic nie odpowiedział. Przyspieszył jedynie kroku, by jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku i przestać myśleć o niepotrzebnych rzeczach.
Nie rozkoszował się spokojem zbyt długo. Już następnego dnia obudziły go chichoty dochodzące z dołu mieszkania. Okryty kołdrą, opuścił swój pokój. Przystanął na szczycie schodów, by nasłuchiwać. Niektórych zwyczajów z dzieciństwa wciąż nie mógł się wyzbyć. Z początku nie mógł rozpoznać głosu kobiety konwersującej właśnie w najlepsze z jego szaloną siostrą. Wychylił się więc przez barierkę i usłyszał krótki urywek ich rozmowy.
- Myślisz, że to wyjdzie? - wyraźniej dał się słyszeć tajemniczy głos.
- Carina, Ty chyba nie myślisz, że…
Więcej nie zdołał usłyszeć, gdyż na samo brzmienie tego imienia stracił równowagę. Uderzył kolanem w barierkę, upadając na stopień schodów, na które wcześniej opadła bezładnie okrywająca go kołdra.
Zaciskając zęby z bólu, modlił się w duchu o to, by pozostać niezauważonym. Jednak było to błaganie o niemożliwe.  Dziewczyny w sekundzie znalazły się na korytarzu, zadzierając głowy do góry. Widząc blondwłosego zaspanego chłopaka mającego na sobie wyłącznie białe bokserki, jeszcze głośniej zaczęły chichotać między sobą.
- Danny, trochę Ci się przybrało od ostatniego czasu! - zawołała melodyjnie Ida.
Miał ochotę podejść do niej i załaskotać ją na śmierć. Jednak w obecnej sytuacji czuł się tak niezręcznie, że miał ochotę zapaść się po ziemię.
- Cześć, Daniel. - zobaczył, jak jego wielbicielka pomachała mu dłonią na powitanie.
Zobaczył coś jeszcze. Wcale nie było jej do śmiechu. Stała pod ścianą, uśmiechając się wesoło na jego widok. Odpowiedział jej tym samym, po czym pochwycił kołdrę w ręce i wrócił do swojej sypialni. Siadł na brzegu łóżka i schował twarz w dłoniach. Poczuł, że się czerwieni. Postanowił od razu sprostować sytuację, która przed chwilą się wydarzyła, dlatego pędem wskoczył w nowe ubranie i wybiegł z pokoju. Przebiegł truchtem przez korytarz, by jak najszybciej wyjaśnić swoje zachowanie, kiedy w drodze do salonu otwierane drzwi od łazienki z hukiem uderzyły go w lewe ramię.
- Przepraszam! Nie widziałam, że idziesz. - dziewczyna zasłoniła usta ręką, po czym położyła dłoń na jego bolącym ramieniu, rozmasowując je delikatnie.
- Nic się nie stało… - nie mógł oderwać od niej wzroku, kiedy opatrywała jego rękę.
Poczuł przyjemny dreszcz rozchodzący się teraz po całym jego ciele. Zmieniła się od czasu, kiedy starał się jej unikać za wszelką cenę. A teraz jak gdyby nigdy nic miał ochotę na jej towarzystwo.
- Jesteś dziś wolna? - nie tracił czasu.
Carina cofnęła dłoń z wrażenia.
- Zapraszasz mnie na randkę? - zapytała nieśmiało, pokazując na siebie.
- Coś w tym rodzaju. - mruknął blondyn, kiwając głową na boki.
Postanowili od razu zrealizować pomysł na popołudnie zanim zacznie się ściemniać. Jednak przed wyjściem na zimne powietrze skosztowali jeszcze wspólnie gorącej herbaty.
- To dokąd mnie zabierasz? - wsparła się głową o ścianę, gdy była już gotowa do wyjścia.
- Proponuję Liatoppen Fjellpark. - otworzył przed Cariną drzwi.
Dziewczyna zareagowała z zadowoleniem, opuszczając próg domu. Chwyciła chłopaka ze snu pod rękę i równym krokiem ruszyli w stronę parku.
- Ostatnio coraz głośniej o Twoich wyczynach na skoczni. - zagadnęła chłopaka, gdy spacerowali alejami wszechstronnego parku.
Daniel najwyraźniej poczuł się doceniony, bo długą chwilę ciągnął wątek skoków narciarskich, które od dziecka były dla niego pasją życia.
- Czysta przyjemność z realizowania marzeń. - zakończył z uśmiechem na twarzy.
Podczas wolnej przechadzki nowa znajoma opowiadała Norwegowi  na temat różnorakich nowości, które ostatnimi dniami miały miejsce w okolicy. Rozpędziła się w słowach tak bardzo, że nie zdołała zauważyć jednego szczegółu. On był myślami zupełnie gdzie indziej. Przymrużył powieki pod wpływem zimowego prześwitu słońca, które raziło w oczy.
Spacerował właśnie brukiem swojej rodzinnej okolicy, mając u boku najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Pragnął pokazywać całemu światu swoją drugą połówkę. Otworzył szeroko oczy i odwrócił głowę w jej stronę. I czar prysł. Ujrzał tylko gadatliwą Norweżkę, o której całkowicie zapomniał. Alice Bardsen wciąż siedziała w jego głowie.
- Słuchasz mnie, Daniel? - dziewczyna przystanęła nagle. - O czym Ty myślisz?
Skoczek opuścił bezradnie głowę. Skłamał, że to wina złego samopoczucia, po czym odprowadził swoją towarzyszkę pod jej dom.
- Przecież widzę, że coś się dzieje. - Carina nie zamierzała odpuszczać.
- Wszystko w porządku.
Obejmował wzrokiem podeszwy swoim butów. Nie chciał kłamać dziewczynie w żywe oczy.
- Może dasz się przynajmniej zaprosić na ciastko z kremem? - w jej głosie słychać było troskę.
Po tak udanej wycieczce, nie spodziewała się odmowy, dlatego rozczarowała ją reakcja blondyna.
- Potrzebuję chwili odpoczynku. - spojrzał w stronę zadbanego domu, w którym mieszkała, dając jej do zrozumienia, by odeszła. - Do zobaczenia. - tymi słowami zakończył spotkanie i zostawił dziewczynę samą przy ogrodzeniu. Po drodze usiadł jeszcze na drewnianej ławce oświetlonej  blaskiem stojącej obok latarni. Wyciągnął z kieszeni telefon. Długo ociągał się z wybraniem odpowiedniego numeru. Ciągle prześladowała go myśl o zaręczynach Alice. Może jeszcze nie było za późno? W końcu musiał się przełamać. I zrobił to. Sekundy oczekiwania na połączenie trwały całą wieczność. Nagle usłyszał głos po drugiej stronie słuchawki.
- Alice? - z trudem wydusił z siebie jej imię. - Nic, wszystko dobrze. Chciałem Ci powiedzieć, że wszyscy za Tobą tęsknimy. - poczuł wypieki na policzkach. - Anders? Nie, nie ma go ze mną. Ja dzwonię z Kongsberg… Wszystko w jak najlepszym porządku, nic się nie martw… Alice? - czekał na odzew, po czym kontynuował. - Wróć szybko.  - odsunął telefon od ucha i zakończył połączenie.






Szwajcaria, Engelberg

Kolejne dni mijały jak podmuch gwałtownego wiatru pod narty. Norweg spędzał je w większości w swoim pokoju, zajmując się rozplanowaniem programu treningowego na przyszły miesiąc. Tęsknota za ideałem, jakim była dla niego Alice, powoli stawała się codziennym rytuałem. Na wszelkie sposoby starał się odwracać od tego uwagę. Musiał w końcu o niej zapomnieć. Teraz należała do kogoś innego. Ciężkie noce nie pozwalały mu pogodzić się ze stratą. Dzisiejszego poranka jednak chętnie powitał nowy dzień. Nie tak jak ostatniego dnia w Kongsberg, kiedy otwierał podkrążone zapuchnięte oczy. Trener urwałby mu zapewne głowę, gdyby dowiedział się, że jego podopieczny spędzał wówczas noc w klubie, zatapiając smutki w alkoholu. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zanim blondyn zdążył cokolwiek odpowiedzieć, do pokoju z hukiem wparował Rune Velta.
- A co tu tornado przeszło?  - rozejrzał się z niepokojem po pomieszczeniu, w którym panował rażący w oczy nieład.
- Też Cię miło widzieć, Rune. Uwielbiam, kiedy wpadasz bez uprzedzenia. - blondyn zachrypniętym głosem wyraźnie zaznaczył ironię słów.
- Zbieraj się piorunem! - brunet klasnął w dłonie, nakłaniając kolegę do szybkiego opuszczenia łóżka.
Rozespany Daniel jeszcze nie był do końca świadomy rzeczywistości. Usiadł na brzegu łóżka, a przecierając dłońmi oczy, dopiero zorientował się, że to nie sen.
- A co Ty tu właściwie robisz?! - patrzył ze zdumieniem na kolegę zbierającego właśnie z podłogi szalik i czapkę.
Blondyn z wyrazem zażenowania zwlókł się niechętnie z pościeli.
- Seria treningowa zaczyna się za godzinę. - oznajmił bezkompromisowo Velta. - No co tak stoisz? Mam wysłać specjalne zaproszenie?
Patrzył litościwie jak Daniel ociągał się podczas wykonywania najprostszych czynności.
- Odpuszczam. - opadł ponownie na ubitą poduszkę. - Idźcie beze mnie.
- No to siedź sobie w tej swojej dziurze, myszko. - Rune jak zwykle zakończył zabawnym akcentem.
Młody skoczek natomiast postanowił w tym czasie odwiedzić bufet. Nałożył na siebie wygodne ubranie i zszedł po schodach, przykuwając swoją obecnością uwagę personelu i przechodniów przebywających również w hotelu. Idąc powolnym krokiem wzdłuż korytarza zauważył coś dziwnego. Kilka metrów przed nim przechadzała się z wolna smukła sylwetka blondynki. Daniel poczuł jakby włosy stawały mu dęba. Jeśli to miała być ta cała niespodzianka, o której uprzedniego wieczoru mówił Fannemel, to udało mu się w stu procentach go zaskoczyć. Daniel nie wytrzymał. Przyspieszył kroku, usiłując dogonić dziewczynę. Kiedy był już wystarczająco blisko, dotknął opuszkami palców jej dłoni. Blondynka odwróciła się gwałtownie, ciskając w niego czarną torebką. Zauważając sławnego sportowca, natychmiast złagodniała.
- Wybacz. Myślałam, że to jakiś żartowniś. Chyba mnie pan z kimś pomylił… - dokończyła, widząc jego zawiedzioną minę, po czym przepraszającym tonem dodała. - Spieszę się.
I już po chwili znajdowała się w objęciach starszego mężczyzny w garniturze. Straciwszy apetyt, chłopak zrezygnował ze śniadania i wyszedł z pensjonatu z nadzieją, że zdoła jeszcze dogonić drużynę i wziąć udział w serii treningowej.
- Daniel, co się z Tobą dzieje? Wyglądasz jakbyś właśnie wyszedł z trumny. Jesteś chory? - rozkojarzony Alexander Stoeckl wziął podopiecznego na stronę, by z nim przez chwilę porozmawiać.
- Nie, trenerze, brak snu robi swoje. - musiał jakoś wybrnąć.
- Bierz się do roboty, Daniel. Wiesz, że pokładam w Tobie duże nadzieje. - poklepał młodzieńca po ramieniu. - Wskakuj w kombinezon i czekaj na swoją kolej!
Norweski trener uniósł kciuk w górę i oddalił się w stronę grupy sponsorów. Tande ze zmieszaną wciąż miną wykonywał swoje poczynania w prywatnej garderobie. Nie pozostał sam długo, bo ciszę zakłócił mu dawno słyszany głos.
- Coś Ty taki cichy?
Fannemel zdawał się być w siódmym niebie. Blondyn posłał mu jedynie puste spojrzenie.
- Szykuj się powoli. Niedługo nasza kolej. - uprzedził go Anders, którego radość zdawała się trwać dziś bez końca.
Zdeterminowany skoczek opuścił przebieralnię. Norweska kadra przeszła jeszcze przez kontrolę strojów, po czym każdy z osobna udał się na szczyt Gross-Titlis-Schanze. Trening przebiegł bez większych komplikacji. Wiatr sprzyjał dzisiejszego dnia, czego dowodem było zadowolenie wśród fanów zgromadzonych u podnóża skoczni. Wkrótce wieczór dawał o sobie znać. Ściemniło się, a światła wokół wielkiego obiektu od razu rozbłysły. Podenerwowany Daniel próbował uspokoić nerwy, chodząc w kółko po brukowanym chodniku. Konkurs miał się zacząć blisko za kilkanaście minut. Zdecydował się spędzić ten czas w samotności. Jednak i tym razem los postanowił zadziałać na odwrót.
- Hej, Dan. Mogę się dołączyć? - po raz kolejny wszedł mu w drogę rozweselony jak nigdy Anders.
Daniel wzruszył ramionami. Nie zamierzał ukrywać, że dziś nie jest w zbyt dobrym humorze.
- Skoro musisz… - odpowiedział koledze niezbyt uprzejmie.
Fannemel modlił się właśnie w duchu, żeby nie wybuchnąć w śmiechem. Z trudem się powstrzymał i zaczął realizowanie swojego arcywielkiego planu.
- Słuchaj, Dan. Mogę się jedynie domyślać, co Cię ostatnio ugryzło na tyle, żeby opuszczać Lillehammer. Ale dam Ci radę. Odpuść sobie i zacznij z nami normalnie rozmawiać. - objął towarzysza ramieniem, czekając na jego odpowiedź.
- Dlaczego miałbym Cię posłuchać? - ton Daniela był coraz bardziej szorstki.
Anders westchnął ciężko, ale cierpliwie dążył do celu.
- Dlatego, że zaraz zaczyna się konkurs. Wyrzuć to z siebie i daj czadu na skoczni.
Poirytowany Tande posłał koledze niecodzienne spojrzenie.
- Trener kazał Ci do mnie przyjść, tak?
Fannemel odsunął się parę kroków od buntownika, uparcie stojąc przy swoim.
- W zasadzie chodzi o kogoś innego. - zaczął, żeby po krótkiej chwili kontynuować ze spokojem. - Pytała o Ciebie pewna dama. Zaczepiła mnie dziś rano i powiedziała, że szuka właśnie Ciebie…
- Możesz jaśniej? - przerwał mu Daniel. - Jeśli to kolejna fanka, która pragnie autografu to wybacz, ale nie jestem w nastroju.
Anders jednak nie wytrzymał. Zachichotał pod nosem, czego blondyn kompletnie nie zrozumiał.
- Owszem, to fanka. Jest to również moja…
- Alice! - w tle zabrzmiał głos Rune Velty. - Jak dobrze Cię widzieć, moja droga!
Daniela sparaliżowało. Czy on właśnie usłyszał…? Obawiał się tego, co zaraz zobaczy. Z jednej strony zaczynała przepełniać go radość. Jest tutaj. Wróciła. Przyjechała do Engelberg. Zaraz staną naprzeciwko siebie, popatrzą sobie w oczy. Będzie chciał pochwycić ją za dłoń, na której palcu zauważy srebrną błyskotkę. A wtedy pojawi się on. Odciągnie ją na bok i wszystko przestanie mieć sens. Tracił wszelkie nadzieje na myśl o tym. Jednak niecierpliwość wzięła górę. Odwrócił się za siebie i ujrzał w świetle lamp kobietę w kremowym płaszczu. Nogi same poniosły go w tym kierunku. Nie mógł odwrócić wzroku w żadną inną stronę. W tamtym momencie była najważniejsza. Tyle dni dzieliło ich od oczekiwanego spotkania. A teraz, kiedy wreszcie miało to miejsce, nie wiedział, co powiedzieć. Stali względem siebie już na tyle blisko, by mogli zacząć rozmowę.
- Nie przywitasz się ze mną? - uniosła smutny wzrok.
Serce go kłuło, kiedy widział ją w tym stanie. Nie miał nawet czasu rozejrzeć się i zobaczyć, czy w pobliżu nie czyha na nich przypadkiem jej świeżo upieczony narzeczony.
- Witaj, Alice. - miał ochotę przepraszać ją na kolanach, jednak poprzestał na zwykłych słowach. - Ja po prostu… zaskoczyłaś mnie. - zająknął się, na co dziewczyna zareagowała uśmiechem.
Tak dawno nie słyszał jej głosu na żywo. Wciąż patrzył na nią w osłupieniu.
- Taki był plan. - zbliżyła się niebezpiecznie do chłopaka, składając na jego policzku całusa.
Nagle wokoło rozbrzmiały oklaski i krzyki. Dwójkę ludzi otoczył ciasny krąg Norwegów.
- Cały czas mam przed oczami Twoją minę! - Fannemel nie mógł powstrzymać łez spowodowanych śmiechem.
- Ukartowałeś to! - Daniel pokazał palcem na rówieśnika, przekrzykując kolegów.
W głębi jego duszy zaszła jakaś zmiana. W jednej chwili nabrał chęci do życia, jakiej mu ostatnio brakło. Poczuł przypływ wystarczającej siły i formy, by wystartować w dzisiejszych zawodach.








 Tuż przed konkursem pozostał jeszcze przez chwilę sam na sam z Alice.
- Czegoś tu jednak nie rozumiem. - jego pogodny nastrój przygasiło jedno wspomnienie.
Dziewczynę zmieszała ta zmiana.
- Coś się stało? - po prostu zapytała.
- Wiem o Twoim narzeczonym. - musiał w końcu poruszyć ten temat. - Swoją drogą, dlaczego go tu z Tobą nie ma? Nie powinnaś mnie była całować... - z trudem przyszło mu to powiedzieć.
- Co Ty wygadujesz, Daniel? - wesoła mina powoli znikała z jej twarzy.
- Mówię o tym, co zobaczyłem u Andersa w wiadomości. Naprawdę nie musisz tego przede mną…
- Daniel, głuptasie! - dziewczyna pokręciła głową, uśmiechając się szeroko. - A więc o to Ci chodzi? O srebrne zaręczyny mojej siostry?
Wskazała dłonią parę zakochanych, przytulającą się do siebie na pobliskiej ławce. Blondyn od razu rozpoznał w damie kobietę, którą zaczepił jeszcze dzisiejszego dnia przy bufecie. W jego głowie wszystko zaczynało układać się w jedną logiczną całość. Zawładnęło nim poczucie wstydu. Zdjęcie w telefonie. Wyjazd do Kongsberg. Natrętna Carina. Drinki w barze. To wszystko nie miało najmniejszego sensu! Daniel złapał się za głowę. Miał ochotę cofnąć się do przeszłości i zmienić bieg wydarzeń minionego miesiąca.
- Daniel. Czas na Ciebie. - słowa dziewczyny przywróciły go z powrotem na Ziemię.
Chłopak chwycił jej dłoń.
- Spokojnie, tym razem nigdzie się nie wybieram. Będę cały czas na trybunach. - zapewniła go.  - Pokaż im, kto tu rządzi! - zacisnęła obie pięści jak wierny kibic.
Daniel nachylił się nad blondwłosą i ucałował jej policzek.
- Cieszę się, że jesteś.
Odszedł w stronę przyjaciół z głębokim przekonaniem dzisiejszego zwycięstwa. Teraz czuł, że może wszystko.











Kilka Słów Od Autorki:
Jest kolejny rozdział! :) .

4 komentarze:

  1. O Matko, ale go wzięło ! Zakochał się nie na żarty :) ! Ale mam nadzieję, że Alice już zostanie i wszystko będzie ok??
    Daj znać, gdy będzie nowy rozdział :* mam nadzieję, że nie karzesz czekać aż tyle czasu !

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na IV :)
    http://zcalego-serca.blogspot.com/2017/03/rozdzia-iv.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy kolejny? <3

    OdpowiedzUsuń